Każdy ruch potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Pobudzony we mnie niepokój rośnie i sprawia, że śmiertelnie boję się niczego. Tego, co może zniknąć, tego co może przyjść i tego co jest teraz. W tym starchu umieram stopniowo kalecząc swój umysł. I zachodzę w głowę, i chodzę dookoła myśląc o myślach wymyślonych. Z milionem myśli, osamotniony wymyślam myśli żeby zająć czymś głowę. I mimo wszystko zero rozwiązań problemu, którego wcale nie ma. I duszę się myślami, których nie ma, i uginam się pod ich ciężarem. Wszystko wymyślam, wszystkiemu wierzę. We wszystkim pokładam nadzieję...