jądro ciemności.
czytali długa drogę w dół.
z niekontrolowaną zadyszką i kolorowymi z podniecenia policzakmi z każdym słowem bliżej.
ze świadomością, że czeka się na tych ostatnich kilka stron, za którymi gaśnie już tylko światło.
sezonowe zło.
błyszczy na tle innych zbyt wysoko mierzących w wymagania zjawisk.
cieszy się jak pies czekający na powrót swojego człowieka do domu.
zawsze.
nie boi sie zdrady, nie ma żalu.
to jak miłość. zawsze ślepa. zawsze bliska. zawsze w parze bez wzgledu na połamane serca.
te nie pękają.
jak dobrze w koncu opaść.
jedna wyciągnięta ręka.
dwoje naumyślnie zamkniętych oczu- łatwiej udać brak niż powstrzymać własną.
są istanienia których nie wolno spisać na straty.
są też te które same o sobie decydują.
z czasem oddychanie staje się największym wyzwaniem każdego dnia.
robi się coraz chłodniej, ciżeko stać w przy otwartych drzwiach.
w przeciągu.
kolor rąk usilnie domaga się już nadużycia klamki.
czas więc chyba wrócić.
dom. nieważne jaki bo nasz. szorstko gorzki- ale tutaj tak sie kocha.
kropka.
kocham cię. w TAKI właśnie sposób, a skoro mnie nie ma, to nie warto marnować miejsca.