Łza.
Jedna, zbłąkana, samotna.
Zakręciła się w oku i spłynęła cicho po policzku.
Nagle, bez ostrzeżenia.
Nie chciałam płakać.
Przecież ja nie płaczę.
Przecież to nie ma sensu.
A jednak.
Nie nad wszystkim ma się kontrolę.
Nawet nad własnymi łzami.
A łzy pojawiają się jedynie w dwóch sytuacjach.
Ze szczęścia i z bólu fizycznego lub psychicznego.
Przypadek pierwszy mi nie grozi.
Kto zatem ma władzę nad moim bólem?
Jeśli nie ja, to kto?
Proszę... proszę o odpowiedź....