Oddech nie dusi snów, co głęboko tkwią gdzieś w nieokdrytych zakątkach. Wychodzą z zakamarków, po cichu, powoli wbijają swe twarde oczy w mój mózg. Sny, co za rogiem czychają, niechciane, jak porzucone zwierzę, bez troski od lat. Mienią się swiatłem szarego koncertu barw, metalicznie stłumioną ekspresją. I tylko okno oddycha za mnie, i krople deszczu spadają po cichu, powoli...
nie cieszy mnie to, że nie mam czasu, by zachwycac się Waszymi zdjęciami... szykuje się mała rewolucja.