W niedziele w końcu po całym tygodniu imprez, nieprzespanych nocach i spędzaniu jak najwiecej czasu z kim się da i jak się da, przyszła pora na powrót do spokojnej i kochanej Danii. Oczywiście przez pierwsze kilkanaście godzin jak zawsze ciężkos się przestawić - deprecha. Choć to dziwne bo wracałam z naprawdę zajebistymi ludźmi, z którymi jeszcze do niedzieli rana spędziłam sobie czas opróżniając polskie żuberki. Jechał z nami Syryjczyk, który płynnie mówił tylko po arabsku, "troszeczku" po polsku i "troszeczku" po duńsku, z angielskiego pojedyncze słowa. Rozmowa wyglądała cudownie... :D Chociaż nei powiem, bo to był dobry trening dla mojego duńskiego. Nawet chyba nie wiedziałam, że tyle potrafię! 5 języków naraz ale daliśmy radę!
No nic, wczorajsza deprecha minęła mi bardzo szybko. Na uczelni zaczęliśmy dziś drapering, który będzie trwał przez kolejne 2 tygodnie. Uwielbiam to robić. Gdziekolwiek w swoim życiu się nie pojawie zawsze czuje spełnienie... Piękna sprawa. Moment zmiany jest ciężki ale na szczęście długo nie trwa. Chciałabym sobie kupić tyle książek i wszystkich tych pierdół to projektowania... Chyba zacznę na przystankach wieszać numer swojego konta, może coś mi wpłynie, wtedy zacznę szaleć. Czy to w ogóle legalne?
PARANOJAAAA!