jakże ja lubię takie małe, osmarkane dzieciury!
każda najtragiczniejsza sytuacja w Twoim życiu ma sens, o czym prędzej czy później się dowiadujesz. Myślisz sobie, że nie było wcale tak najgorzej, że wiele się nauczyłeś przez ten beznadziejny czas. Więcej dostrzegasz, na przyszłość jesteś bardziej szczęśliwy, bardziej odporny na podobne sytuacje. Dziękujesz Bogu, że stało się właśnie tak a nie inaczej, ponieważ 'bez tego nie było by tego, a bez tamtego- tamtego'. o, i wszystko kończy się cudownie.
a teraz wyobraź sobie, że przez bardzo długi okres czasu dana sytuacja w Twoim rozumowaniu nie posiada sensu, choć szukasz go, gdzie możesz, a gdy przestajesz (bo myślisz, że jak dasz sobie spokój, nagle wszystko się wyjaśni) wcale nie jest lepiej- wręcz przeciwnie. do układanki, w której każdy puzel pochodzi z innego egzemplarza dorzucane są jeszcze inne, również niepasujące do pozostałych elementów. może i więcej dostrzegasz, ale co z tego, skoro wcale Cię to nie cieszy? chcesz dziękować Bogu, ale właściwie nie wiesz za co... co najwyżej za to, że w ogóle żyjesz, choć w niektorych przypadkach wolałbyś już tego nie robić.
no i co teraz?
po prostu to się jeszcze nie skończyło.