Oto Pan Daktyl-Ananas-Rzodkiewka-Imbir-Arbuz, czyli najoryginalniejszy i najbardziej wyjątkowy prezent, jaki mogłabym dostać. Tylko tak wielki idiota(:* ,<3), jak Daniel Hall, mógł wpaść na to, by zrobić coś tak popieprzonego(napisałabym tu inne słowo, ale kiedyś trzeba oduczyć się przeklinać)! Pan Daktyl-Ananas-Rzodkiewka-Imbir-Arbuz jest moim najlepszym przyjacielem i ze względu na jego cudowny zapach, Tatuś nakazał trzymać go na balkonie. Niebawem pewnie będzie musiał zaklimatyzować się w kompostowniku, ponieważ raczej nie uda mi się go ususzyć niczym sewendejsa z zeszłego roku, który, o dziwo, trzyma się całkiem nieźle. Wypada zaznaczyć, że dobór owoców i kolejność, w jakiej trzeba je wymieniać, nie są przypadkowe.
Dziękuję ;*******************************
jak widać pomimo to, że się rządzę, że jestem niemiła, że przeklinam pomimo wiary w Pam Buka, że gadam o Mamusi, która rzekomo zepsuła mi życie, że najwięksi stoicy świata tracą do mnie cierpliwość, że raz się mnie lubi a raz nienawidzi, że wszystkich wkurzam i irytuję, że zamiast zagrać jeden akord, gram milion niepotrzebnych dźwięków, że nie ulegam, że nie mam szacunku i w ogóle cała nadaję się do wyrzucenia na śmietnik, bo przecież nie mam żadnych zalet, to jednak są osoby, dla których taka ofiara losu coś znaczy i jest wyjątkowa.
A Angelisi dziękuję za upojną noc. Może jeszcze kiedyś uda nam się zrobić fajer na dachu! Bo być może jest jeszcze coś, co nadaje się do całkowitego spalenia i zapomnienia.
precz szatanie!;D