Nie mam zdjęć, więc znowu kot z dzikim błyskiem w oku podczas jednego z ataków "miszcz łowów". Ile razy mam czas na sesję, to muszę się rozchorować...
Z komputerem lepiej, przestało już dymić, tylko śmierdzi tak, że się nie da wysiedzieć, ale cóż, przynajmniej to coś a la kompromis... Oby pojutrze udało się kupić zasilacz.
Po raz kolejny przekonałam się, że otwartość i zaufanie (podkreślmy, że w stosunku do obcych osób) nie są czymś dziwnym i niespotykanym. Dzięki akcji z autografem przestaję snuć podejrzenia, od zaraz. "W końcu trzeba sobie pomagać"...
Poczytam jeszcze trochę lektury, o ile nie zatruję się tym smrodem palonej gumy. Ebooki rlz.
I jakiś taki dobry humor mam, wszystko układa się jak trzeba w sumie. To taka... zapowiedź poprawy, o.
Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, co się zdarzy i jak będę się czuć, to bym go wykpiła.