Od czwartku wszystko się trochę posypało. Za wyjątkiem przyjaźni i miłości z tymi najlepszymi ;*
Oni zawsze są przy mnie, dbają o mnie i wiedzą jak poprawić mój nastrój,
który w czwartek w godzinach 20,00-20,30 był w stanie krytycznym... Dziękuję, bez kitu -.-
Szczęście, że mam takich ludzi przy sobie. Dzięki nim, jakoś sobie radzę. Życie w domu stało się porażką. Nie chce mi się dłużej w ten sposob funkcjonować. Wiem, że dużo mogę zrobić aby się to zmieniło, tylko...
czy nie wpieprzam się w czyjeś życie?