Granice wytrzymałości...
Potrzebuję pięciu minut w samotności. Z tym,że jakoś nawet będąc obecnie sama nie czuję tego.
Czuję ,jakby ktoś był.
Tak cholernie się boję tego,co chcę zrobić...mam nadzieję,że przyjaciółka wesprze mnie i zrobi to samo,lub po prostu zaakceptuje moją decyzję.
Czuję,że potrzebuję nowego startu, o którym boję się mówić nawet tutaj,anonimowo.
Nie wiem,czy znów chcę nazywać się człowiekiem wierzącym,czy po prostu chcę wrócić do tych czasów,kiedy wszystko było poukładane..nie wiem. Naprawdę.
Chcę obudzić się rano z myślą, że nadszedł kolejny "chory" dzień, w którym będę musiała z J uspokajać wiecznie kłócące się A I W. Tak bardzo za tym tęsknię.
Chcę idąc drogą widzieć GO i wiedzieć ,że coś do mnie czuje.
Chcę,żeby wszystko było prostsze ,jak dawniej.
Jeśli takie jest życie dorosłego to nie chcę dorastać...Nie czuję się ani trochę gotowa na ''dorosłość'' , a w dosłownym tego słowa znaczeniu na taki ból .
Dlaczego dawniej wierzyłam w Boga, ufałam mu bezgranicznie ,miałam przyjaciół i szczęście,a problemy odchodziły szybciej,niż przychodziły, a obecnie czuję się ,jak za przeproszeniem gówno?
Czy ktoś mi pomoże ?
Halo.
Jeśli stracę ich będę bezsilna.
Umrę.
by the way...
I want my friend lived in Poland ....I am very pleased that he helps me ... even though it's the internet.
He started be the special person for me.