Dieta? Eeee. Nie ma.
Ćwiczenia staram się robić.
W życiu? Trudno. Pozywć o alimenty obydwoje rodziców to niemiła sprawa, patrzeć jak czas mi ucieka przez palce do matury - to przerażające. Prawo jazdy idzie opornie, instruktor nie ma dla mnie czasu, rozumiecie to?
Większośc z Was jest o wiele młodsza ode mnie. Mam prawie 21 lat i naprawdę nikogo kto mógłby mi pomóc. Chłopak i przyjaciółka wspierają duchowo. Matka okłamuje mnie i ciągle wpuszcza w maliny. Nie mogę ustawić sobie planów na najbliższy rok, żeby żyć normalnie muszę się odciąć od rodziny. To nie jest normalne.
Mój mały świat zkurczył się. Widzę swoje odbicie i pytam: i co dalej, jak?
Nie wiem czy uda mi się cokolwiek osiągnąć.
Czasami potrzebuję tylko żeby mnie ktoś przytulił.
Żeby mnie ktoś kochał.
Normalny człowiek kończy szkołę, spotyka się z przyjaciółmi, a ojciec pomaga córce zakumać parkowanie równoległe.
U mnie nie ma nic normalnego. Nawet związku. Ten jest ostatni. Na więcej miłości nie mam mentalnej siły. Jeżeli mnie rzuci to jego problem. Wtedy pójdę chyba zupełnie w odchłań ciemności.
Ale to już inna bajka. Trzeba zacząć powoli żyć po swojemu.
Schudnąć do stódniówki, która powinnam mieć dwa lata temu, moje zmienianie kierunku wyszło mi na niedobre.