na nowo uczę się zgadywania.
wciąż przeraża mnie brak koncentracji i drobna ułomność w codziennych sprawach. ale widzę. po raz pierwszy nie w krzywym zwierciadle. dostrzegam paraliż i ogrom pracy, który mnie czeka, żeby cofnąć zmiany, naprawić spustoszenie. przypominam sobie siebie i wizualizuję alternatywną drogę. punkt docelowy, gdzieś głęboko w podświadomości schowane wspomnienie, matecznik. swoisty powrót do korzeni. uczę się nie ulegać, tak aby nie przyśpieszać procesów letalnych.
nabieram pokory, o której wcześniej tak często krzyczałam. odnajduję schemat, świętą zasadę. w prostocie, w drobnych gestach i wzruszeniach chowam cegiełki, z których przyjdzie mi budować nową pewność. wykorzeniam z głowy symbolikę cieni i zdzieram z form, pojęć i przedmiotów całe łańcuchy nadbudowanych znaczeń. na nowo definiuję życie. konsekwencja to już nie przykry skutek, a spójność działań, wytrwałość.