Czy ktoś to przeczyta?...
Tak rzadko tu bywam... Szukałam pracy. I znalazłam. W Kebabie u Turka. Obeszłam całe swoje miasteczko i nigdzie nie było nic, więc pojechałam z koleżanką do miasta powiatowego - tam również nic nie było. Dopiero w Kebabowni. Wszystkie dostałyśmy okres próbny. Ucieszyłam się, że zarobię i przy okazji na pewno schudnę, bo takie tłuste, 'cuchnące' jedzenie mnie obrzydza i nie tknę go (w domu mama pilnuje mnie, żebym zjadła cały obiad, a kiedy mam gorszy dzień to się objadam słodkimi jogurtami albo bułkami sojowymi). Faktycznie, w pracy cały czas siębiega i nie ma czasu, żeby usiąść. Z tego co wiem, mojej koleżance poszło jednak duuużo lepiej niz mi. Nie jestem typem gospodyni, w domu robię wszystko swoim własnym, 'ślimaczym' tempem. A tam? Wszystko musi byc biegusiem. No i nikt nigdy nie słyszał tam magicznego słowa 'zmywarka'. W dodatku mylę się w kasie. Najbardziej denerwuje się na mnie jedna z pracownic, Marlena... Czepia się dosłownie wszystkiego. Szef mówi, że jeżeli do poniedziałku się nie nauczę, to zakończymy wspópracę... A potrzebuję pieniędzy, koniecznie. Na opłatę mieszkania na studiach.
A mimo mojego nieudacznictwa szef powiedział, że bierze mnie na stałe... Chyba że nawalę. A moja koleżanka było o wiele lepsza... Ale teraz już wiem, dlaczego wybrał mnie...
Murat (szef każde mówić sobie po imieniu) to bardzo specyficzny człowiek. Zna go i ceni (nie wiem jakiego słowa użyć) prawie całe miasto. Już pierwszego dnia rzucił jakiś głupi tekst, jakim rzuca się zazwyczaj w 'zwartej' grupie znajomych o długim stażu (np. grupa spędzająca ze sobą każdą przerwę w szkole przez trzy lata). Trochę mnie wbiło w ziemię, ale reszta pracownic się śmiała i z tego co zauważyłam w stosunku do nich zachowywał się tak samo. Więc przestałam się dziwić, kiedy np. naciskał mi palcem na nos albo ściskał kark/jeździł mi dłonią po kręgosłupie, kiedy byłam pochylona (i bynajmniej nie koloryzuję).
Wczoraj i przedwczoraj zaproponował, że mnie odwiezie na dworzec, bo słyszał jak mówiłam jednej z pracownic, że ostatnio na peronie zaczepiały mnie żule. Przesunęli mi pociąg z 23.50 na 00.06, więc zaproponował, że posiedzimy chwilę u niego (mieszka w kamienicy blisko dworca), a potem mni podrzuci. Choć trochę mnie to zdziwiło, zgodziłam się. W końcu na peronie bywa niemiło (żule), a tam sobie posiedzę i pogadam z Muratem, choć zazwyczaj traktował mnie chłodno. Taa...
Usiadłam sobie u niego w salonie i oglądałam papużki Nimfy. Usiadł sobie zaraz koło mnie i rozmawialiśmy o domowych zwierzakach. Był o wiele milszy niż w pracy. Pytał się, czy Marlena mi dokuczała. Dokuczała, ale nic nie powiedziałam. Później założył swoją wielką łapę za moje ramiona (oparł ja na oparciu [ale to zabrzmiało... .'oparł ją na oparciu'... ; p]) i poczułam się nieswojo. Momentalnie się skuliłam, ale pomyślałam, że przecież u niego to norma. Nie wiedziałam, o czym mogę z nim rozmawiać, bo nie wiedziałam właściwie o czym mogę z nim dyskutować. I żeby nie było tak 'sucho' zaczęłam nawijać... Zanudzać w sumie. Że nie rozumiem jak oni w Turcji wytrzymują te upały, że znalazłam pokój w Poznaniu, że zapałaciłam już za kierunki, że krewetki smakują super ze szpinakiem... Narzekałam też, że pracując w gastronomii nie mogę mieć pomalowanych paznokci, a to dla mnie całkowita nowość i nawet mój chłopak nie widział mnie bez lakieru. Chwycił moją dłoń i zaczął ja komplemetować... Że taka delikatna i w ogóle... Chwyciłam więc szybko komórkę i powiedziałam, że musimy jechać, bo już czas. I bardzo dobrze, bo zaczął jeździć palcami po moim ryju, a to już nie było normalne. Odwiózł mnie więc i zaraz wsiadłam do pociągu.
Wczoraj chciałam już wyjść sama na dworzec, ale zazymał mnie jakiś błąd w kasie, który musiałam poprawić. I parę śmieci, które musiałam zabrać z tarasu. I Murat zastąpił mi drogę, że mnie zawiezie. Było już późno i powiedziałam, żeby mnie zawiózł prosto na dworzec.
'Nie, bo tam mogą być ci pijaki... Boję się o ciebie, oni mogą... Mogą ci zrobić krzywdę.'
Zatrzymał się pod swoją kamienicą i poszliśmy do góry. Usiadłam zlewczo i zaczęłam robić z siebie kujona i nudziarę. Pokazywałam mu nawet swoją książkę, którą zabrałam ze sobą do pociągu (literatura faktu o życiu pozagrobowym, nudziara na maksa). Włączył jakąś turecką piosenkę o 'samotnym aniele' i zachwalał ją, że to jego ulubiona piosenka. Późnie było gorzej, bo 'odpalił' Arasha. Usiadł sobie koło mnie, byłam na samej krawędzi kanapy.
'Dlaczego ty taka jesteś?'
'... Jaka?'
'Taka ładna...'
Wcięło mnie. Zaczęłam napierdalać, że dzękuję i że jestem podobna do taty (jak ty coś powiesz Anka, o nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać...), a on z kolei jes taki a taki, a kupiłam mu książkę o fronie wschodnim podczas II Wojny Światowej, a bla bla bla... (nerwy = słowotok). A on zaczął mnie obejmować. Ja pierdolę... Powiedziałam mu, żeby mnie puścił i jak chce coś tulić, to niech sobie kupi kota (genialna riposta Aniu, genialna.). Wyrwałam mu si ale on się uśmiechał. Sidziałam z założonymi rękami i kazałam mu się uspokoić. Ale... To nic nie dało. Wyrywałam się z całej siły. A jestem dosyć silna, wszyscy mi to mówią. Nawet on to zauważył.W końcu pocałował mnie... w głowę.
'Murat, nie każ mi robić tego, czego nie chcę robić.'
Tak, chciałam go kopnąć w jaja. Stałam już, a on trzymał mnie z tyłu i wyraźnie zakomnikoałam mu, że zaraz może oberwać w klejonty. Zawiózł mnie na dworzec. W pociagu czułam się jak gówno.
Mam dzisiaj na 18. Boję się tam iść. Nie tylko ze względu na Murata. Boję się, że w ogóle mnie wywali z pracy. A to oznacza koniec dochodów i wstyd, że jestem taka nieporadna, ze mnie wywalił... Poza tym, chudnę sobie pracując tam. I nie ma nigdzie innej pracy...Boję się...
I żeby nie było tak jak się często ocenia - noszę zabudowane, luźne t-shirty i zwykłe, długie rurki. Nie jestem też żadną krzykliwą osobą.
Mam nadzieję że chociaż jedna z was to przczyta, bo nie chcę mówić o tym nikomu 'w realu' i tylko tu jestem w stanie to napisać...