Jako, że wczoraj zrobiłam tylko brzuszki i skrętoskłony po 3 dniach przerwy nie ma czym się chwalić. Niestety, chyba podczas tego bloga chyba zamiast chudnąć to tyje. Ponoć miał mi pomóc, a coraz ciężej patrzy mi się w lustro... Chciałam dziś ostaro poćwiczyć, ale grypa nie wybiera sobie odpowiedniego czasu. Zatoki padły, walczę aby nie dostać gorączki. Należę do soób, które baaardzo rzadko chorują, a jeśli tak się dzieje to jestem typowym "mężczyznom podczas choroby". Tylko leżeć i spać.
Oprócz figury, tuszy mam jeszcze jeden problem (tak na prawdę mam ich multum, ale te dwa widać na pierwszy rzut oka, o ile niedoskonałości cery przykryć się da, to niesforne włosny nie). A mianowicie chciałam zapuszczać włosy do pasa, ale im dłuższe tym gorzej z nimi. Zero skrętu, siano. Nic ostatnio nie działa.
Dlatego czy któraś próbowała maseczkę z sodą oczyszczoną? Ja już z domowych sposobów próbowałam tę z siemienia lnianego, ale niezbyt wielkie efekty po niej są, jednak będę próbować.
Sposób przygotowania:
1) Odmieżyć łyżkę sody oczyszczonej
2) W naczyniu zmieszać z szamponem do mycia włosów
3) Stosować jako jednorazowy szampon
Przynajmniej nie zgubię tego jak to zrobić. Muszę zebrać się w sobie! Dziś postarałam się pouczyć. Jakiś progres jest, byle się utrzymał. Im więcej będę się uczyć tym lżej będzie w sesji. Najważniejsze by nie robić sobie zaległości w zdawania kolokwium/wejściówek czy innych pierdół.