24 godziny, czyli pelen dzien... nudny niemilosiernie,tylko ziewam. Pada za oknem, nie chce sie wychodzic... na czytanie tez nie mialem ochoty, no moze parenascie stron...
Nawet zaczyna mi sie przejadac komputer, przeciez ile razy mozna w to samo grac...
Zaczynam chyba byc pracocholikiem... bez pracy nudzi mi sie, szczegulie,ze nie moge sie zobaczyc z Agnieszka, bo ona niestety pracuje... Przygnebiajace jest to wszystko...
Z glosnikow leci nastrojowa muzyka, w szybe uderzaja kropelki deszczu, wiatr smiga miedzy blokami... Widac ludzi z parasolkami, szybko idacych do domow, by jak najmniej zoknac i byc wystawionym na dzialanie chlodnego wiatru. Kolorowe liscie, zaczyna ich byc coraz wiecej na ziemi. Pojawia sie kolo nich snieg, naszczescie szybko stopnieje, ale juz niedlugo... Szara nauda, w szarym miescie, smuganym przejmujacym zimnem... Nienawidze tej pory roku, to gorsze od samej zimy... pada,wieje,chlapa... nie nawidze tego!
Dobrze, ze jedynie na to patrze przez okno. Z tad moze i wydaje sie to piekne... jednak po chwili uswiadamiam sobie, ze bede musial wyjsc i pryska czar jesieni...