nie ogarniam samej siebie.
kiedyś, naprawdę dawno temu, zanim tak porządnie pokłóciłam się z karoliną... potrafiłyśmy stać w deszczu i rozmawiać godzinami na ten sam temat. na temat związków między chłopakiem, a dziewczyną w tym wieku. miałam wtedy wspaniałego chłopaka, któremu kompletnie nie mogłam nic zarzucić. miałam problem, jak zwykle znalazłam jakiś problem. otóż, skoro nie mogę mu nic zarzucić... to znaczy, że nie będę miała powodu do zerwania. skoro nie będę miała powodu do zerwania to nigdy z nim nie zerwę, prawda? no na to wyglądało. ale skoro z nim nie zerwę, to znaczy, że będę z nim do końca życia, nie? skoro będę z nim do końca życia to znaczy, że nigdy nie będę już miała innego. i tu właśnie tkwił problem! mimo, że on był naprawdę idealny jak na mojego chłopaka, nie okłamywał mnie, dotrzymywał obietnic, nic nie wskazywało na to, żeby mnie kiedykolwiek zdradził, jednocześnie był do mnie bardzo podobny w charakterze, świetnie się dogadywaliśmy... to przerażała mnie perspektywa spędzenia z nim już całego życia. ale jednocześnie nie miałam kompletnie powodu do zerwania, bo między nami układało się świetnie. tkwiłam w czymś tak naprawdę bez sensu. po prostu przerażało mnie to, że było idealnie - tego nie da się lepiej ująć. i właśnie o tym gadałam wtedy z karoliną. ona powiedziała coś w stylu, że powinnam żyć z chłopakiem tak jak żyję, a kiedy spotkam jakiegoś innego - iść to tego nowego. bo przecież ja znajdę sobie szybciej chłopaka, niż on dziewczynę. chyba nie chcę być z nim do końca życia, zwariowałam?
z chłopakiem wspólnie rozstaliśmy się po miesiącu. zrozumieliśmy, że wszystko jest dobrze, nie kłócimy się, ani nic, ale po prostu nie ma między nami chemii, głupiej euforii.
tamto wydarzenie nauczyło mnie jednej rzeczy, ale... nauczyło mnie jej bardzo negatywnie. w każdym kolejnym związku, kiedy układało się idealnie i nie widziałam końca - bałam się samej tej idealności. bałam się braku końca, bałam się, że nie jestem gotowa na związek do końca życia.
boję się i teraz. może to źle, że wyjechałeś? kiedy byłeś obok to nie miałam żadnych wątpliwości, zawahań, niczego. potem tęskniłam, a potem... zaczęłam się zastanawiać jak by mi było z innym. te myśli przychodziły same, nawet kiedy ich nie chciałam. boże, ja chcę jeszcze spróbować tylu rzeczy, ja nie mogę być w stałym związku. ja jestem zbyt zagubiona, żeby tworzyć cokolwiek stałego. zbyt chaotyczna, zbyt głupia, zbyt młoda.
dlaczego ja nie tęsknię? dlaczego ja, do cholery, nie tęsknię tak bardzo jak na początku?
nie chcę psuć tego związku. nie chcę, bo był doskonały, świetny... po prostu idealny, zupełnie taki jak ty. mogłabym spędzić z tobą całe życie, zarabiać kręcąc ogniem na ulicy, mieć ślub, na którym będziesz mnie wrzucał do jeziora w sukni, ślub z litrami wódki, mieć pokój w którym będzie tylko łóżko od ściany do ściany, jeździć z tobą na koncerty myslovitz, zmywać podczas gdy ty będziesz gotował, krzyczeć gdy dotykasz mojego brzucha i zapewniać, że kaczki nie latają, chodzić z tobą we wszystkie głupie miejsca i godzić się na wszystkie twoje głupie pomysły... i tak już do końca życia. naprawdę mogłabym tak. uwielbiam te wszystkie plany, na samą myśl o nich reaguję uśmiechem do monitora. ale ja po prostu... boję się tej idealności.
paradoks. mam najlepszego chłopaka na caaaaałym świecie, a zastanawiam się co by było gdyby.
chciałabym wytrzymać z tobą kolejny i kolejny miesiąc, dojść chociaż do tego półrocza bycia razem, albo do rocznicy, do dwóch lat... a nawet do końca życia! kusi mnie ta wizja, naprawdę. pysk mi się śmieje na samą myśl o setkach wspólnych zdjęć, o tym jak za 4 lata usiądziemy przed monitorem i będziemy się śmiać jakie były z nas szczeniaki 4 lata temu. bo tak usiądziemy, bo tyle razem będziemy, prawda?
chociaż nie jestem jakoś specjalnie wierząca to modlę się, aby kiedy wrócisz wszystko wróciło do normy. że wróci euforia i uzależnienie. że jeszcze będziemy się całować na śniegu, nie tylko w deszczu. że wrócisz, przytulisz mnie, powiesz, że jestem mała, że jestem kochana, że nie wiesz co byś beze mnie zrobił... i wszystko znów będzie dobrze.
przepraszam, ale ja się przyzwyczaiłam, że ty jesteś tam, a ja tu. miałam tęsknić, a ja się po prostu przyzwyczaiłam.