(...) jak kiedyś będzie wyglądało moje życie? jak byłam mała to widziałam siebie przygotowującą obiad, odwożącą dzieci do szkoły i myjącą podłogi w mieszkaniu. teraz tego kompletnie nie widzę. nie wyobrażam sobie mieć zmarszczki, pierwsze siwe włosy i męża, który po powrocie z pracy siada przed telewizorem, a ja mu podaję obiad. innych życie może tak wyglądać, moje nie. ja będę mieszkać w małym różowym domku z mężem wariatem, jeść śniadania o 14.00, a kolacje o 3.00 w nocy, chodzić spóźniona do pracy w czerwonych szpilkach, mieć wiecznie rozczochrane włosy, ryczeć na środku ulicy, jeść więcej słodyczy w ciągu dnia niż inni jedzą w ciągu roku, pozwalać psu spać w mojej pościeli razem ze mną, mieć w sypialni lustro na caaałą ścianę, malować paznokcie na oczojebne kolory i już do końca życia jeść zupki chińskie z Radomia.
nie wyobrażam sobie przyszłości. nie wyobrażam sobie dojrzeć, dorosnąć. nie chcę podkreślić w swoim słowniku zwrotu ‘nie wypada’ na czerwono. nie chcę go w ogóle kiedykolwiek używać. ostatnio zrozumiałam, że za dziesięć lat już wcale nie usiądziemy w czwórkę na chodniku na mieście i nie zaczniemy gadać głupot, a ludzie nie będą się nas pytać, czy coś się stało, że tak siedzimy ;D nie wyobrażam sobie, że tego może zabraknąć. że mogę już nigdy nie włączyć muzyki idąc miastem, że mogę już nie pójść więcej w pogo, że już nigdy nikt mnie nie będzie nosił na barana, że już więcej nie pójdę całą drogę do zylwka tyłem tylko dlatego, żeby nie pokręciła mi się grzywka, że przestanę się wszędzie spóźniać godzinami, że mogę już więcej nie chodzić po szkole/po mieście na boso, albo w stanikach, że nie będziemy więcej siedzieć pod mostkami, albo na jakichś polach. przestaniemy jeść tony żelek, robić głupie zdjęcia, pisać po ścianach. nie wyobrażam sobie przestać chodzić w trampkach, przestać nosić głębokie dekoldy, przestać się czesać w warkoczyki, albo kucyki, przestać gadać głupoty. dżizys, to wszystko jest w ogóle realne?
każde dziecko jak głupie gna do dorosłości... po chuj? znaczy się, po co? dorośli mają smutne życie, są bardzo dziwni. mają idiotyczny tok myślenia, wszystko bezsensownie układają. patrzę na ludzi dookoła mnie i widzę jak na siłę dorastają, chcieliby mieć w przyszłości ułożone życie, mieć dobrą i dobrze płatną pracę, najlepiej być sławnym, mieć duży dom z zadbanym ogrodem, samochód, oczywiście żonę/męża i dwójkę dzieci, psa, jeździć co roku na wczasy do ciepłych krajów i być bogatym. idealne życie, nie? nie chcę tak żyć. w ogóle. może mam jeszcze umysł dziecka, ale ja naprawdę nie chcę być w przyszłości w chuj bogata, nie chcę mieć dużego domu z ogrodem, nie chcę dwójki dzieci, psa też nie chcę, nie chcę jeździć na wczasy, nie chcę dobrej pracy, nie chcę męża pracoholika, niet! może i nie mam wygórowanych ambicji, ale wiem, że chcę nigdy nie dorosnąć. nie tyle fizycznie, co psychicznie. nie zmienić tego toku myślenia, nie myśleć tak jak moi rodzice, niieee.
może i chciałoby się być po tych głupich studiach, być gdzieśtam na swoim... ale ja tak naprawdę kocham to, w jaki sposób żyłam do tej pory. wiem, że się często za to wkurzam, ale i tak lubię jak jarek z remim kładą się na chodniku i nie chcą dalej iść ;D lubię te głupie akcje, rozwalanie wszystkiego, co jest pod ręką w domu zylwka, samolociki remiego, pisanei do ludzi z gadu zylwka, albo jarka ooo! i śpiewanie king-konga i w ogóle w ogóle! ;D
moja mama ma rację, ja nie mogę mieć dzieci, bo ja ich kompletnie nie wychowam. jakbym zaczęła myśleć odpowiedzialnie, albo używać zwrotu 'nie wypada' to prześlijcie mi link do tej notki ;d
bo wiecie, my już zawsze będziemy niedojrzali, zwariowani i zakochani. my, ja i on.
nasze życie będzie wspaniałe ! ;D i chociaż nie powinnam to - tak, wierzę w to, co mówię (: