Chwytam garściami każdą najmniejszą część Ciebie. Ogonki żółtych liści układam jeden obok drugiego, w taki sposób by nie pogryzły się. Drżą mi usta i oczy lśnią żarem płonących na oknie świec. Ciemność za szybą przytula moje spragnione zimna stopy. Chłonie całą ich miękkość i zostawia żal unoszenia się. Skóra mi więdnie z każdym oddechem wiatru, podnosząc się, gdy nastaje przypływ. Słońce wiruje gdzieś nad nami szeleszcząc dłońmi starego dziadka siedzącego na ławce i wybijając znany a jednak obcy rytm piosenki o życiu. Tej, która nie kończy się niebem i szczęściem, ale śmiercią... śmiercią i tylko nic po niej jest...
Użytkownik szejnn
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.