Przez okno wpada do moich oczu ostatnia kropla letniego słońca. Praży na języku jak popcorn w mikrofalówce wciąż przypominając o swoich wielkich uczuciach, które znikną tylko, albo aż na niecały rok. Przytulam świat do policzka tłumacząc mu, że kamienie spadające z nieba nie są po to by ranić policzki i plecy przechodniów. To zbyt wielkie łzy, uformowane gdzieś tam wysoko w niebie z powodu bezgranicznej ufności i miłości do tak zwykłych istot. Głaszczę włosy małemu księżycowi pocieszając go wciąż i wciąż, że ludzie właściwie bardziej kochają jego niż słońce. Cały czas dopytuje się dlaczego. I tłumaczę mu raz po raz, że jest zbyt podobny do nas. Przekonuję księżyc, że nosi na sobie zbyt wiele blizn z przeszłości, nie umiejąc się z nimi pogodzić i pójść dalej. Jest jak ja. Stale tkwiący na schodach wydarzeń z zabetonowanymi stopami i potłuczonym sercem pełnym maleńkich blizn i odłamków.
Użytkownik szejnn
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.