-Chyba żartujesz- parsknęłam już całkiem wściekła.
-Nie jestem typem żartownisia- usniósł do góry brwi i zmarszczył czoło.- Ale w porządku- dodał i przeszedł na moją stronę ulicy. - Czy teraz postarasz się być dla mnie odrobinę milsza?
-Nie- skwitowałam i odeszłam lekko pociągnięta przez psa.
Wróciłam do domu zaraz po zmierzchu. Zrzuciłam z siebie ubrania i wróciłam do łóżka, wcześniej zamykając za sobą drzwi, żeby znowu nie zostać obudzoną przez mojego psa- lizusa. Ohyda. Starałam się nie krążyć myślami wokół spotkania na ulicy, aż w końcu usłyszałam pukanie do drzwi. Lekko się uchyliły. Mama wetknęła głowę do środka.
-Hmm?- udałam, że mnie obudziła, w sumie nie wiem po co, chyba chciałam się jej jak najszybciej pozbyć.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że śpisz. Zaraz zmykam, chciałam ci tylko coś powiedzieć, bo jakoś się mijałyśmy cały dzień.
-Co jest?- podniosłam głowę i oparłam się na łokciu.
-Tata zmienił współpracownika, trzeba dbać o kontakty, więc idziemy do niego jutro na kolację, ty też jesteś zaproszona.
-Nie chcę iść, mam inne plany.
-To je zmień- powiedziała krótko.- Ojciec na nas pracuje, więc my też musimy się jakoś do tego przyłożyć.
-Daj spokój, ty tylko wydajesz jego pieniądze- odpyskowałam.
-Anatola, nie zachowuj się jak dziecko. Dobrze się po prostu w życiu ustawiłam.
-Rzeczywiście- warknęłam.- Wyszłaś za mąż za portfel taty zamiast za niego samego. Gratuluję.
-Koniec dyskusji. Wychodzimy o osiemnastej- wyszła i trzasnęła za sobą drzwiami.
-Chyba ty- powiedziałam sama do siebie.
Przymknęłam oczy nieco zmęczona tym wszystkim co się wokół mnie działo. Nienawidziłam chodzić na wszystkie przyjęcia, nienawidziłam udawać ukochanej córeczki, salony nie były miejscem dla mnie. Przez to wszystko obudowałam się skorupą, do której nikt nie miał wstępu. Sytuacja zmusiła mnie do stania się małą blond wiedźmą. Nie lubiłam już nawet samej siebie. Otarłam pod z czoła. Źle się czułam. Wzięłam jeszcze raz prysznic i położyłam się na białym, puszystym dywanie mojego pokoju.
Zimny, poranny wiatr otarł się o mój kark. Wstałam nieco obolała z podłogi i przejrzałam się w lustrze. Wysoka, chuda jak tyczka, z jasnymi włosami przypominającymi druty. Tak, to ja. Kogo udawałam? Kim byłam naprawdę? Sama nie wiedziałam. Jeszcze raz się przejrzałam i wzruszyłam ramionami sama do siebie.
Umyłam zęby i uczesałam włosy. Włożyłam byle co i sprawdziłam połączenia. Oczywiście, nie odezwali się do mnie w sprawie pracy na lato, norma.
Zeszłam na dół i odgrzałam sobie śniadanie. Zeus stał przy wyspie kuchennej i dokładnie analizował każdy mój kęs.
-Okej, okej- powiedziałam do zwierzaka i wrzuciłam do jego miski ostatniego naleśnika.- Znaj łaskę pana- przeczesałam jego grube futro.
-Znowu rozmawiasz z psem?- Fabian stał oparty o drzwi do kuchni.
-Lepsze to niż gadanie z kimkolwiek z was.
Wywrócił oczami.
-Tobie się nic nigdy nie podoba- brat zmierzył mnie wzrokiem.
-A tobie wszystko odpowiada, własnego zdania nie masz- parsknęłam i wyszłam z kuchni.
Dzień dłużył mi się niemiłosiernie. O siedemnastej tata wpadł z impetem do mojego pokoju wyłączył mi muzykę i stanął nad moim łóżkiem.
-Szykuj się, masz godzinę.
-Nidzie nie idę.
-Nie pytałem cię o zdanie. O osiemnastej na dole.
Dałam za wygraną i ubrałam jedną z sukienek przygotowanych właśnie na taką okazję. Wykwintna kolacja w jakże doborowym towarzystwie.
Dom nowego wspólnika ojca znajdował się całkiem niedaleko nas. Nowowybudowana willa z wielkim ogrodem. Przywitała nas służba. Całe mnóstwo ludzi szwędało się w eleganckich ubraniach po ogrodzie z lampkami szampana w dłoniach.
-Miło cię widzieć- wspólnik ojca podał mi rękę, uścisnęłam dłoń z całej siły, ale chyba nie zrobiło to na nim wrażenia.- Tam jest stolik dla młodzieży.
-Dziękuję- powiedziałam obojętnie.
Poszłam tam w sumie bez sensu, bo nie miałam zamiaru z nikim rozmawiać. Usiadłam przy jednym ze stolików i wepchałam sobie do ust wielkie czekoladowe ciastko. Ktoś stuknął mnie w ramię. Odwróciłam się gwałtownie. Znowu on.
-Ty zawsze się witasz szturchnięciem w ramię?- warknęłam.
-Ty zawsze jesteś taka wredna?
-Zawsze- odpowiedziałam nieco speszona.
-Nikodem- podał mi rękę.
-Anatola- odpowiedziałam uściskiem.
-Wiem to!- wyszczerzył się i zmarzsczył czoło.
Wyglądał zabawnie, aż naprawdę zachciało mi się śmiać. Wybuchnęłam śmiechem.
-Żaden ze mnie żartowniś, mówię ci!
-Ciebie też tu przywlekli?
-Nie, ja tu mieszkam.
Oparłam się na dłoni i wszystko ułożyło się w jasną całość.