Opowiem Wam jak to którejś nocy, blisko północy Ania, Weronika i Patrycja siedziały na schodach i patrzyły w gwiazdy. Ciepło było na dworze i przyjemnie. Nagle gdzieś w ciemnościach od strony cmentarzyka rozległo się pohukiwanie sowy. Na dziewczyny padł blady strach, który szybko przemogły, bo przecież sowy nie są straszne. Aż tu nagle chwilę później powietrze zadrżało od dźwięku jakby "prychającego konia", a potem rozległ się potrójny kwik "starej świni". No coś nieprawdopodobnego pomyślały dziewczyny i przypomniały sobie cytat ze Starej Księgi:
"Kto konia głos usłyszy,
a chwilę potem głos świni po trzykroć,
gdy ciemności północne zalegają,
wtenczas ma się do czynienia z duchem - pastuchem"
Dziewczyny postanowiły zbadać to niecodzienne zjawisko.
Żeby mieć pewność, że dźwięki dochodzą od strony cmentarza dziewczyny nastawiły uszu i znowu... jakby "prychanie spoconego knura", i rzeczywiście, dźwięki dochodziły z cmentarza.
Dziewczyny wzięły z komórki zabrały po trzy kije sosnowe, lampę naftową, granat i wyruszyły na cmentarz. Księżyc świecił jasno i wszystko było dobrze widać. W tejże chwili znowu dziewczyny usłyszały jakby dźwięk "taplania się świni w błocie", ale nikogo nie zobaczyły. Z kijami gotowymi do zdzielenia ducha po plecach dziewczyny przemierzyły trzy razy wzdłuż i wszerz cmentarz, niestety nie odkrywając zagadki tajemniczych dźwięków.
Postanowiły wrócić do domku i pójść spać.
Ciąg dalszy nastąpi...