Mam dosyć ludzi. Już wczoraj w nocy miałam ochotę po prostu wywalić całą czwórkę i zamknąć drzwi na wszystkie możliwe zamki. Obiecałam sobie, że do piątku nie istnieję dla nikogo oprócz jednej osoby, która wspiera mnie nawet przez głupiego facebooka. To wszystko to błędne koło. Ja uciekam od innych, a ktoś być może ucieka ode mnie. Zbyt duży natłok wszystkiego. Dziesiątki smsów, dzwonienia w ciągu dnia. Dlaczego nikt nie umie zrozumieć co to znaczy "NIE'. . . przerażające. Tak bardzo pragnę spokoju i samotności. Chyba jak nigdy. Dzieje się źle, coś dziwnego znowu wkrada się do mojego życia. A było tak dobrze... tak dawno nie było powrotów do domu w środku nocy z tym stanem psychicznym . Czy można wtrącić w to lęk, że nie podołam na studiach? Może to brak tej pieprzonej stabilności, może strach, że już nie potrafię kochać. Nie wiem, ale boję się siebie.