Trzecie, chyba najlepsze dotychczas spotkanie i pierwsza, na pewno nie ostatnia lonża.
19.06.2012r.
Pierwsza wycieczka autobusem do Spartakusa. :D Kiedy już kierowca z wielkim bólem nas, mnie (lepiej mi się piszę w pierwszej osobie) wysadził hehehehe, kierunek -> Sparciu. Gdy już byłam przy jego łące, On tak uroczo patrzył. A nie mógł podjeść, BO NA PEWNO CHCIAŁ, ponieważ był przywiązany na dłuugim uwiązie. Doczłapałam się do stajni, przywitałam z J. i do stajenki się przebrać. Potem pomogłyśmy p.Władziowi, który ma złamaną rękę, biedaczek. Potem poszłam po Spartakusa, szedł grzecznie. Po drodze to co zawsze- stój, kiedy ja stoję. Musze się przyzwyczaić do jego żwawego, wielkiego kroku. Zostawiłam go boskie, postałam trochę z nim. Jeej, jaki natrętny jest. Cały czas liże, najbardziej go interesują moje ręce. Dlaczego? Bo przecież zawsze ktoś mu coś daje. NIE, NIE, NIE! STOP DAWANIU Z RĘKI. Jak już Oliwcia skończyła lonżować Sefarda, ja wzięłam się za mojego kucyka. Gdy Sefard był lonżowany, ja rozmawiałam sobie z J. m. in. o jego ambitnych planach. O zrobieniu ujeżdżalni, przeszkód, placu do naturalu i lonżownik. Spraciu na lonży: Stęp żwawy, ucho miejscami zwrócone do mnie, a czasem 0 koncentracji jakiejkolwiek. Dobrze reagował na komendy, był posłuszny. Myślałam, że to będzie ciągłe ciąganie. Zmiany kierunków, inaczej mogę nazwać zwroty na wielki +. Kłus dobrze, żwawo, nie zamulał, raz prychał, ucho częściej zwrócone do mnie, niż mniej. Czasem kompletnie mnie się nie słuchał i pokazywał, że ma mnie gdzieś, odwracając głowę w drugą stronę. Generalnie ćwiczyliśmy ustąpienie od komendy, przejścia. 4 kółka kłusa, stęp, zwrot (zmiana kierunku) kłus. Bądź kłus - stój. To zdecydowanie najgorzej! Chyba go musiałam z dwa kółka zatrzymać ze stępa do stój. Jak nie więcej. To było złe.. Ale myślę, że się tego nauczymy. :) Zauważyłam, że nosi wysoko głowę, a gdy przyśpiesza łeb jest w chmurach. Gdy skończyliśmy naszą przyjemną współpracę i Spartakus stępował po kole, ja stanęłam, wzrok w ziemię i czekałam. Coś w stylu join' up, ale na linie. Długo czekać nie musiałam na podejście Spartakusa. Sparczi stanął za mną i smyraną mnie pyszczkiem. Ja wtedy pogłaskałam go, nie patrząc na niego. Dopiero po chwili spojrzałam na mojego wielkiego kucyka. Piękny paradoks. :) Następnie przypięłam go na uwiąz i wyczyściłam. Dokładnie, nawet pęciny pięknie wyczesałam. :P Oczywiście grzywa i ogon (<3) najlepiej jak potrafię. :D Sparczi był w miarę grzeczny, raz staną mi na nogę tak, że do teraz mnie boli. Jednak ma te Kopyta przez duże K. Po czyszczeniu odstawiłam go na trochę do boksu. Zjadłam kanapkę, wzięłam moje wielkokonia na uwiąz i poszliśmy na łąkę. Dobra piękna, prosta droga, dookoła łąki, pola J. To jego.. :> Ale będziemy patatajać! :D Po drodze cały czas zatrzymanie od sugestii, zatrzymanie kiedy ja się zatrzymuje. Jeszcze duużo pracy. Musiałam uważać, żeby na mnie nie wszedł. Dobry sposób- dzióbałam go palcem kiedy był za blisko. Niewygoda? Niewygoda. Ale się wtedy złościł.. :P Ale ulegał, odchodził, może inaczej.. odsuwał się. Gdy już zobaczył trawę to mu się trochę w główce poprzewracało i chciał mnie pociągnąć, jakoś DAŁAM RADĘ. To musi zniknąć z naszej współpracy. Jeej, mamy jeszcze tyle do zrobienia. I to jest fajne, to jest motywacja. Wróciłam, przebrałam się i z J. do domu. :P
Na jutro mam ambitniejsze plany co do wielkokonia. Jak będzie ładniejsza pogoda to go umyć, ale zapowiada się brzydko. -.- Przelonżować, może już z wędzidłem. Pochodzić w ręku i zacząć 7 gier. Oł je, ambitne play.
~Czy to napewno dobra droga?
Już moja dzisiaj 60 piosenka Arethy.