Z wigilii klasowej, ja w Madziowej czapai i Martyna.
Miałam dodać to wczoraj, aby podrasować swą osobą świąteczny klimat, lecz zapodziałam czytnik kart. Oczywiście znalazłam go w torbie w innej kieszenie niż się spodziewałam.
Nie mogłam wczoraj nie jeść po 18, więc nie jadlam przed 18. Udało się^^ Szkoda tylko, że kolacja zaczęła się półtorej godziny poźniej niż miała. Jak zwykle. Ale kiedy ja już dostawałam skrętu z głodu, spóźniła się pół godziny więcej niż zawsze. Dawcy prezentów byli hojni. Nie dali kasy, ale liczę na nią dzisiaj. Nie ma to jak obchodzić dwie wigilie. Jeśli dostanę, wracam do Olsztyna i idę pić. I najebię się tak, że nie wstanę na sylwestra.
Poza tym wszystko po staremu, dalej jest brudno, muszę się myć, chociaż nie ma ciepłej wody, a potem nie mogę się rozgrzać, bo w całym domu jest zimno. Właściwie nie ma różnicy czy jestem w domu czy na dworze. Jestem zlatana, wykorzystana, zmęczona (bo matka mi nocach chrapie), wkurzona na rodzinę, a kapcie suszą mi się na piecu akumulacyjnym, obok ktorego siedzę w dwóch swetrach, aby też zaakumulować sobie ciepło na czarna godzinę i jest fajnie.
I powiem nawet, że tęsknie^^