Co raz trudniej mi znaleźć czas na prowadzenie tego bloga, kiedy dookoła jest ciągle coś do robienia. Nieustannie nie ma mnie w domu, a jak już jestem to nie mentalnie. Cały czas albo próby, szkoła, nauka, Ona, zbiórki, konkurs, gitara, próby, gitara, próby, szkoła, gitara, Ona, nauka, zbiórki[...] NO i to by było chyba na tyle. Nie przeszkadza mi to, ze ciągle coś się dzieje bo przynajmniej się nie nudzę ale bywa tak, że przez pewne rzeczy olewam/mam mniej czasu na inne sprawy. Trudno jest odnaleźć złoty środek (o ile takowy istnieje) aby każdy łącznie ze mną był zadowolony.
Lata 30 XX wieku, Nowy Jork
Przed domem, na dużej ławce siedziała rodzina: matka Alice, ojciec Desmond, dwóch synów John oraz Bruce i córka Lili. Rodzice byli w podeszłym już wieku, dzieci prawie dorosłe. Żywo rozmawiali o aktualnym układzie politycznym w mieście oraz o politykach. Był to temat bardzo częsty i nośny w owej rodzinie ponieważ nikt z nich nie był zatrudniony w legalnym zawodzie. Ojciec przed laty dorobił się majątku na handlu bronią i z tego też źródła żyje jego familia. Posiadają kilka restauracji, które są przykrywkami do "prania" pieniędzy w tym niekoniecznie czystym interesie. Wielokrotne byli przesłuchiwani przez policję (do czasu kiedy Desmond opłacił komendanta policji aby ten zaniechał swych działań) oraz targnięto się na ich życie. Synowie bardzo dobrze wywiązywali się ze swoich obowiązków - zastraszanie ludzi wychodziło im świetnie. Każda napotkana przeszkoda zostawała neutralizowana lub doszczętnie usuwana. Córka, która fizycznie nie babrała się w "robocie" zajmowała się finansami. Rodzinie Akcer'ów powodziło się naprawdę dobrze. Kiedy tak sobie dyskutowali na temat zbliżających się wyborów na burmistrza miasta (bo to było ich głównym wątkiem) podbiegła do nich pokojówka oznajmiając, że ktoś próbował dostać się na ich posesję i że właśnie prowadzi go ochrona. Bruce szybko wyciągnął swój rewolwer z samochodu i ze złowrogim uśmieszkiem czekał na owego osobnika. Jakież było jego zdziwienie kiedy okazało się, że była to mała dziewczynka w ładnej choć ubrudzonej od błota sukience. Nie miała więcej niż 10 lat. Jej blond włosy również ubrudzone od ziemi rozwiane były w każdą stronę tworząc istny chaos. Próbowała się wyrwać z uścisku ochroniarza, który ją przyprowadził. Całą drogę głośno na niego krzyczała oraz mu groziła. Umilkła dopiero na widok broni, którą trzymał Bruce.
- Gadaj gówniarzu kto cię przysłał na przeszpiegi! - wydarł się do niej nieokrzesany syn, mierząc w jej główkę . Na jego krzyk dziecko zareagowało histerycznym płaczem i wtuliło się w ochroniarza, z którego uścisku chwilę temu próbowało się oswobodzić.
- Uspokój się chłopcze.. Widać negocjować cię nie nauczyłem.. - Powiedział ostentacyjnie ojciec - A ty dziewczynko otrzyj łzy i podejdź do mnie. Dziewczynka popchnięta przez goryla stanęła przed panem domu. Gdyby wiedziała w co się wpakuje to nigdy nie przyszłoby jej do głowy by się przedostać na tą posesję. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz i swój wzrok wbiła we własne buty.
- Spójrz na mnie - powiedział spokojnym tonem Desmond. Panienka nie zareagowała.
- Spójrz na mnie! - powiedział nestor domu tonem, którego siła i stanowczość powaliłaby niejednego boksera. Spojrzała w jego twarz. Był to człowiek po 60ce, o siwych włosach, ze starannie ogolonym zarostem. Na jego twarzy rysowało się zmęczenie ale i nieskończona duma. Patrząc na niego przychodziły na myśl wizje starożytnych wodzów, pod których panowaniem uległy niezliczone narody.
- Jak masz na imię? - zapytał
- Kate, proszę pana - odpowiedziała drżącym głosikiem
- To teraz Kate, powiesz mi czemu chciałaś się włamać do mnie do domu, naruszając mój spokój - powiedział (a raczej rozkazał) Desmond.
- Przyszłam tu.. Przyszłam tutaj.. Jestem tu.. Chciałam pana zabić! - wykrzyknęła w histerii po czym od razu się rozpłakała i upadała na ziemię myśląc już tylko o konsekwencjach tego, że tu jest karze jaką dostanie.
- Chciałaś mnie zabić? Hmm.. To bardzo ciekawe, w tym roku byłabyś 4 osobą próbującą to zrobić.. A czemuż to w twoim, drogie dziecko mniemaniu zasługuję na śmierć?
- Bo mnie pan nienawidzi! - wykrzyknęła po raz kolejny rozhisteryzowana dziewczynka zrywając się na nogi. - Pragnie pan mojej śmierci, tylko na tym się pan skupia! Aby mi sprawić krzywdę!
- Drogie dziecko, pierwszy raz widzę cię na oczy. Z jakiego to powodu uważasz, że chciałbym zabić małe dziecko? Mam wiele krwi na rękach ale na pewno nie kobiet i dzieci.- odpowiedział spokojnym tonem. Cała rodzina przyglądała się temu dziwnemu zajściu to raz patrząc na Desmonda, to raz na Kate.
- Jeszcze się mnie pan pyta jak? Co chwila słyszę jak pan czyha na moje życie! Jak pan bardzo nienawidzi mnie, mojej rodziny oraz przyjaciół! Nie wmówi mi pan czegoś innego! Jesteś złym człowiekiem Desmondzie Akcer i zasługujesz na śmierć! - Nie panując nad sobą wypluwała z siebie kolejne zdania, niszcząc wzrokiem starego człowieka.
- Nie przypominam sobie Kate abyśmy przechodzili na formę per "ty" ale pominę tę kwestię. Powiedź mi, jak nazywają się twoi rodzice i co takiego konkretnego mówią, że chcę ich tak usilnie zabić? - Odparł
- Nie tylko moich rodziców, tylko całą kamienicę! Każdy tam pana nienawidzi! Wszyscy o tym wiedzą i o tym mówią tylko nie mają odwagi by pana pokonać! A ja już nie chce więcej cierpień! Musi pan umrzeć lub zostawić moją rodzinę oraz bliskich w spokoju!!
- Nie grzecznie jest nie odpowiadać na pytania wielokrotnie starszych osób , młoda damo. Uwierz mi, jedyne osoby, którym mogę życzyć śmierci to te, które targną się na zdrowie moje i mojej rodziny. Pozostali mi są bardziej obojętni niż mogłabyś sobie wyobrazić. Podaj mi więc ten adres, może zrozumiem o czym do mnie mówisz. Uprzedzam - powiedz mi od razu bo nie mam zbyt wiele cierpliwości..
- Na Water Street, proszę pana..
- Hmm.. Water Street.. Z tego co pamiętam to mieszkał tam Nick Grebis, który zadłużył się u mnie na 300 dolarów prawda kochanie? - zapytał się córki
- Tak tato, tam właśnie mieszka, pojutrze mija termin spłaty. Nie oddał jeszcze nawet 1 centa.
- I widzisz moja droga - zwrócił się ponownie do Kate - tu jest nasz problem. Ja nie nienawidzę ciebie ani nikogo z twego otoczenia. Tu chodzi tylko o tego Nicka. Jest to twój ojciec czy brat a może krewny?
- Nie proszę pana, jest to tylko znajomy ojca..
- No i z jakiego powodu twierdzisz, że nienawidzę ciebie czy też twojej rodziny? Jest to sprawa między mną a tamtym panem. Chciałabyś aby twoje ciężko zarobione 300 dolarów, pożyczone komuś w potrzebie zostało nawet w najmniejszym stopniu niespłacone a dodatkowo by cię oczerniano?
- Nie.. - odpowiedziało dziecko strasznie załamanym głosem.
- Więc nie wysnuwaj i nie oceniaj czegoś o czym nie masz pojęcia a tym bardziej się nie wtrącaj! Jest to sprawa między mną a nim - nikim więcej. Jeśli on podburza was przeciwko mnie i mojej rodzinie a wy mu w to wierzycie to jesteście naiwni. Zastanów się nad tym co powiedziałem i nie wracaj tu więcej. Nie mam ochoty na rozmawianie z dziećmi, które bezmyślnie oskarżają moją osobę. Tak więc żegnam. - rzekł Desmond i ruchem głowy odprawił ją do bramy wyjściowej
- Jeszcze się na tobie zemszczę Akcer, jeszcze mnie popamiętasz - szeptała pod nosem dziewczynka wychodząc z posesji i powolnym krokiem zmierzając do domu. Zbyt duży wpływ wywierał na nią "przyszywany wujek" Nick aby uwierzyła w słowa starego niegodziwca, za którego brała Desmonda.
Po przedwczorajszym dniu śmiało mogę powiedzieć, że przebyłem pieszo wszystkie ulice w Kolumnie i poznałem multum skrzynek na listy ;D. Deszcz czy nie deszcz, wiatr, zimno, błoto a iść trzeba. No cóż, pensja za ta robotę była tego warta :).
Może w końcu odniosę się do samego zdjęcia, które widzimy. A mianowicie, mamy tutaj "dziewczynkę z zapałkami" w wykonaniu Moniki, która odchodzi w wieczny sen. I właśnie na temat tego snu chciałem coś napisać. Tego wiecznego. Kilka dni temu przeczytałem wypowiedź kogoś na temat ranienia uczuć. Że naszą obroną przed takim czymś jest po prostu samotność - nie ma kata, nie ma ofiary. Ale idąc tym tropem to bojąc się chorób i cierpienia najlepiej byśmy od razu umarli. Bojąc się że potrąci nas samochód, nie wychodźmy z domu. Nie wiem czy unikanie przyczyn problemu jest dobre ale na pewno nie pozwala normalnie żyć. Będąc w ciągłym strachu najlepiej jakbyśmy w ogóle nie byli - bo co to za życie, ciągle ograniczając się przez samego siebie? Wiem, że piszę pewnie nie znając sytuacji, mądrząc się nie będąc na kogoś miejscu itp. ale sam w obawie przed czymś nie podejmuję pewnych kroków. I wielokrotnie przekonałem się, że jedynym elementem który mi mógł przeszkodzić lub wszystko zawalić byłem ja sam.
(tak przy okazji - chyba komuś/kilku osobom się nudziło, że w 50 minut odwiedził mojego bloga ponad 250 razy ;p)
Jutro koncert Klaudii w Rock Fabryce - czas na wypogowanie się ;D. Po jutrze nasz koncert w Pabianicach. Wczorajsza próba, która się odbyła była chyba najbardziej kreatywna bo ustaliliśmy naprawdę sporo. Co było jej jedynym mankamentem? Nieodpowiedzialność kogoś, kto był nam serio potrzebny i za kogo musiałem pracować wokalem (kompozycja "Piotrek i śpiew" jest bardzo niezdrowa). Nienawidzę nieodpowiedzialności za dane komuś słowa a tym bardziej jeśli się z kimś umawia i potwierdza się to 3 godziny wcześniej, nie wyjaśniając swojej nieobecności.
Na koniec męczący mnie tygodnia zespół, którego brzmienie bardzo mi się podoba - dlatego też go tu umieszczam. Tekst jak i amatorski teledysk jest bardzo wymowny i (jak dla mnie i społeczeństwa w moim mniemaniu) bardzo aktualny <..>
Inni zdjęcia: Starania pequenaestrellaPowroty. ezekh114Dolina Faraonów bluebird11Ponierzialek patusiax395The clouds quen:) patki91gdHihi purpleblaack;) patki91gdSynuś nacka89cwaMhm tasteofinnocence