Przeprowadzka.
To słowo zawsze kojarzyło mi się z toną pudeł, ekspresowym pakowaniem, noszeniem mebli i kompletem nowych kluczy.
Lekki smutek wiążący się z opuszczeniem miejsca, w którym żyło się przez jakiś czas.
Chwila czasu potrzebna do zaklimatyzowania się w nowym otoczeniu.
Kiedyś było mi łatwiej, kiedyś było prościej.
Teraz jest trochę inaczej.
Dom, do którego jestem przywiązana, w którym tyle się wydarzyło, w którym mieszka tyle wspomnień.
Pokój, w którym czułam się naprawdę dobrze, i który naprawdę widział wiele.
Jednocześnie ukochane i znienawidzone zakątki.
Wywołujące jeszcze ciągle znajome ukłucie w sercu.
Ukłucie leciutkiego żalu, bo ciężko zapomnieć.
Przeprowadzka oznacza teraz dla mnie nowy początek.
Śliczna, przytulna kuchnia, gdzie miło będzie zaparzyć kubek porannej kawy.
Balkon, jako pierwszy łapiący promyki nieśmiałego słońca.
Wreszcie czerwone, wymarzone ściany i wielka garderoba z ogromnym lustrem w moim kawałku przestrzeni.
Czuję powiew zmian, powiew wiosny, powiew czegoś nieznanego, lecz zarazem lepszego, niż dotychczas.
Zaczynam żyć na nowo.
Simola.