"- Widzimy się?
- Nie wiem.
- Yhym. No dobra.
- Pograsuj sobie z przyjaciółmi."
Serio? Naprawdę?
Czuję w tym wręcz sarkastyczną kpinę.
Aż po prostu nie wierzę. Nie chcę wierzyć.
Wiesz jak cholernie się stęskniłam?
Od chwili gdy poszłam wczoraj do pracy, nie myślałam o niczym innym jak o tym, że w końcu weekend.
Że odeśpię, wstanę, ogarnę pokój, posprzątam w domu i w końcu Cię zobaczę.
Nie myślałam o niczym jak o tym, że w końcu Cię przytulę.
Że znajdę się w Twoich ramionach, poczuję Twój zapach.
Że w końcu Cię pocałuję.
Że zaśniesz wtulony we mnie.
Że rano obudzisz mnie buziakiem.
Że zanim otworzę oczy, uśmiechnę się, po czym zobaczę Twój uśmiech i wyszeptam: Dzień dobry, kocham Cię.
A Ty co? Fakt. Może i nie raz chciałam spędzić w końcu wieczór ze znajomymi. Bolało mnie to, że jesteś zły gdy chcę się z Nimi spotkać. Ale nie ważne jak bardzo chciałam się z Nimi zobaczyć, zawsze na pierwszym miejscu byłeś Ty. To z Tobą mimo wszystko chciałam przesiedzieć całą noc. I super mega, że dałeś mi dzisiaj wolną rękę. Ale jednak nie podoba mi się to. Nie tego chciałam. I mam dziwne wrażenie, że coś jest na rzeczy. Że coś jest nie tak.
Przeszywa mnie smutek.
Nie jestem zła. Nie mam o co.
Ale czuję żal. Tak.