'Ona jest silna, da radę.'
'Przecież Ciebie i tak nic nie obchodzi, więc czemu sie smucisz?'
'Nie smuć się, nikt nie lubi smutnych ludzi.'
'Usmiechnij się, bo wygladasz jak jakies emo.'
Wiecie co? Pocałujcie się wszyscy w dupę.
Nie wiem, czy moi znajomi oczekują ode mnie, iż jestem cyborgiem i nic mnie nie obchodzi, czy co, ale to nei znaczy wcale, że będe całe życie, 24/7, chodziła z zacieszem na ryjcu i cieszyła się z każdego śmiecia, które napotkam na drodze. Wybaczcie, nie jestem taka.
To, że przez całe życie chowalam wszystkie problemy w sobie, wybierałam cisze zamiast krzyczenia o swoich kłopotach na całe gardlo, nie znaczy że ich nie mam, na litość boską! następnym razem, jak będziecie mieli zamiar palnąc tekstem typu: 'znowu się smucisz bez powodu', to ruszcie łepetyną. Każdy ma problemy, nie wszyscy tylko o nich mówią!
Tak, już kiedyś usłyszałam, że moje serce jest odpowiednikiem tego ze sklepu mięsnego: zimne i martwe. Bez uczucia. Bez potrzeb. Jeszcze raz dziękuje temu panu który to powiedział. Na przyszłość, naucz sie lepiej przyjmowac kosza, przyda Ci się to.
Jak każdy osobnik ludzki, serce posiadam, żyjące, bijące, działające dobrze. Więc co niby w tym, kuźwa, dziwnego, że czasami mam gorszy humor i jestem smutna? Nie jestem z kamienia, mimo, że czasami się tak zachowuje. Każdy ma swój własny system obronny. Wy ryczycie, emujecie się, skaczecie z dachów. Ja siedzę cicho z wkurwem na ryju i nie odzywam się do nikogo. Uszanujcie to!
I jeszcze jedno. Jeżeli za każdym razem, kiedy odmówię Wam pomocy ze względów, iż po prostu nie jestem w stanie Wam jej udzielić, bo nie jestem Bogiem, macie zamiar nazywać mnie 's*ką, która nie dba o innych', przejrzyjcie na oczy. Kiedy było naprawdę tak, ze Wy mi w czymkolwiek pomogliście? Kiedy ostati raz ja się do Was zgłosiłam po radę?
I przypomnijcie sobie jeszcze jedno. Kto o trzeciej nad ranem odbierał Wasze telefony bo sie upiliście i wzięło Was na wspominki, oczywiście tylko te złe? Kto rzucał wszystko, żeby popędzić Wam z pomocą, kiedy zerwaliście z chłopakiem? Ale nie, oczywiście zapomnijmy o tym.
Jestem w koncy zimną s*ką bez serca, która tylko czycha na to, zeby Wam zaszkodzić. Tak, to jak. Miło się o tym dowiedzieć~
Patrząc wstecz, chyba sama popełniłam błąd... Zamiast chowac wszystkie swoje smutki i łzy za uśmiechem i wyglupami, powinnam od razu pokazać, że posiadam uczucia, które można zranić. Teraz to wychodzi na to, że zostałam tylko workiem treningowym. I to dla ludzi, których uważałam za przyjaciół.
No cóż, najwidoczniej prawdą jest, co kiedyś usłyszała. 'Od większości ludzi, których Karin polubi, musimy trzymać się z daleka.'. Wychodzi na to, że jest to prawda. Za kązdym razem, kiedy komus zaufam i stwierdze, że nie ma sie czego obawiać, kończę ze zlamaną psychiką i wkurwem. Brawo, Karin, największa naiwniaczko na tym świecie.
Nie mówię, że wszyscy tacy są. Istnieje kilka wyjątków, ktorym dziękuje za to, że są i ktorzy wiedzą, że o nich mówie.
Ten wpis jest dedykiem dla dwóch osób, które przez rok byly przeze mnie uważane za przyjaciółki. Dlaczego? Sama sie nad ytm zastanawiam.