I jako ta szalona Mary, wsłuchana w dziwaczny blues Toma Waitsa i przygnębiające zawodzenie Johna Frusciante, z palcami upapranymi glinką plastyczną, bardziej rozebrana niż ubrana siedzę, tworzę, bolę głowę, piję herbatę i tęsknię.
Oto świat ukazuje mi się z tej bardziej skomplikowanej i zdecydowanie męczącej strony, czekam na chwile radości, które niebawem już staną się moim udziałem. Bioksetyna z mianseryną tworzą ów cudowny duet, który sprawia, że już bardziej chcę niż nie chcę i być może będzie jeszcze lepiej, aczkolwiek nie jestem pewna. Porządkuję uczucia, po raz pierwszy z jakimś skutkiem od bez mała półtora roku.
"Samson" Reginy Spektor zawładnął moim sercem, w wyniku czego tęsknię jeszcze bardziej. Bo to przecież już pół roku szczęścia.