Hej, przepraszam za wczorajsze wpisy, tak przesycone moją nienawiścią. Musiałam się gdzieś wyżyć. Gdzieś. Wyżywałam się na czym popadnie, ale mniejsza o to. Postaram się opanować.
Więc, poszłam dziś do szkoły, podobno miałam oddać coś na taki projekt, bez tego bym nie przeszła do następnej klasy. Podchodze do mojego opiekuna projektu, a ten mi mówi, że ja nie mam nic do oddania i co ja robie w szkole, przecież nie ma sensu chodzić. Jebana Komarzyca (wychowawczyni), na złość tak powiedziała mojej babci. A w sumie już ym, oj tam z tym, tylko jak byśmy robili coś produktywnego w tej szkole, a nie marnowali czas. Sami nauczyciele do nas "po co dziś przyszliście, przecież i tak nic nie zrobimy, bo się nie opłaca.". A było nas 6 osób w klasie. Dobrze, że chociaż książkę do poczytania sobie wziełam. Cały dzień z "Ćpunem". Tak to bym zwariowała. Serio. Ale jutro też ide, co mi tam. Już niech babcia sika z radości że poszłam.
Haha, no. Przychodze do domu a babcia do mnie "przeprosiłaś wychowawczynie, za to że byłaś na wagarach?" TU SIĘ PUKNIJ. <czoło>
BILANS:
śniadanie: cztery maluteńkie marcheweczki (40) len (nie licze)
drugie śniadanie: pół drożdżówki z czekoladą (200)
obiad: troszeńkę rosołu (10) makaron (100) pół łyżeczki sera białego (tak z 20?) troche cukru, ale nie wliczam.
podwieczorek: pięć małych marcheweczek <3 pokochałam je chyba (50)
kolacja: kromka, plaster sera, liść sałaty wszystko x3 (około 445 ;(() i rzodkiewka
woda, czerwona herbata x5, kompot, woda smakowa
865
ĆWICZENIA
~1,5 h roweru :D
~2h wf
~spacerek ok. 5km
~50 brzuszków
Matko, wyjechaliśmy na taką górę... Gdzieś po drodze płuca zgubiłam, ale to nic! Jak fajnie się zjeżdżało... :3