Czuję się jak chora psychicznie- rozdwojenie jaźni w zaawansowanym stopniu. Nie mogę powiedzieć, że w pewnych momentach nie jestem sobą, bo jestem cały czas, bo to takie moje, ego jest tylko i wyłącznie ego, bez przyrostka alter, ja, ja i ciągle tylko ja. Uciekam od ludzi, żeby moje dwie natury nie zrobiły nikomu krzywdy brakiem kooperacji, próbuję je doprowadzić do konsensusu, stanu jako takiej harmonii, ale nie daję rady- niewazne jak blisko, i tak nigdy nie zleję się w jedno. Aspekt pocieszający- nie wiem jak to nazwać, a coś co nie ma nazwy, istnieć nie może.