Gdy Twój koń ma focha ale mimo to chcesz uratować przejazd :)
Od ostatniego wpisu minęło troche czasu, a co za tym idzie zaszło pare zmian.
A teraz konkrety. ;)
Podczas pracy przy obozach nauczyłam sie kilku nowych rzeczy i wciągnęłam sporo wniosków jeden z nich wydaje mi sie wyjątkowo istotny dlatego uznałam że warto o tym napisać.
Wniosek jest może dość banalny i mamy wrażenie że oczywisty ale jednak nie zawsze.
Mianowicie, chodzi o dopasowanie poziomu jazdy do poziomu jeźdźca/konia
Co mam na myśli?
Prosty przykład.
Czy dziecko które nie ma równowagi w stępie uczymy kłusa i galopu?
Rozsądnie, raczej nie.
Wszystko przychodzi z czasem, równowaga w stępie skutkuje nauką kłusa, równowaga w kłusie skutkuje nauką galopu itd...
Stąd też pytanie dlaczego nie przekładamy tego na młode konie?
Młode rownież w zamyśle braku doświadczenia pod siodłem.
Niestety zaskakująco często widzę konie, konie króre nie potrafią kłusować, a są wrzucane i to dosłownie w galop oraz skoki...
Rozumiem, że każdy się spieszy ale jaki to ma sens?
Wiem, że praca ujeżdżeniowa jest nudna i dość monotonna, ale mimo wszystko jest podstawą.
Koń musi mieć przyjemność z pracy tak samo jak jeździec.
Mogę wam zagwarantować, że koń który gubi się w kłusie, traci rytm oraz równowagę do tego jeszcze z 60 kilogramowym workiem na plecach jeszcze gorzej będzie czuł sie w galopie a co dopiero na skokach.
Skąd biorą się odmowy skoków, wpadanie w przeszkody, wyrywanie do przeszkód, brak rytmu w przejazdach i inne błędy?
Właśnie z braku przygotowania.
Nie ma koni wrednych i złośliwych.
Jest tylko pośpiech i brak wiedzy.