7 days to death
7.
Te ciągle wymijające odpowiedzi, tajemnice coraz bardziej mnie irytują. A Jackob? Niby Strażnik Nieba, a kłamie. Zaczynam mieć dość całej tej porąbanej sytuacji, w jakiej się znalazłam.
Wiem, ze to zabrzmi egoistycznie, ale dlaczego mnie to spotkało, a nie kogoś innego?
- Nie rycz głupia, tylko bierz się do roboty. Użalanie się nad sobą nic ci nie pomoże.
- Alison?
- A kogo innego się spodziewałaś? Jackoba?
- Przed chwilą sobie poszedł... - Odparłam zrezygnowana.
- Oj przestań. Wstawaj i chodź. pomogę Ci, bo już nie mogę patrzeć jak się coraz bardziej dołujesz. - Podała mi dłoń i pomogła wstać. - Idź jeszcze popraw sobie makijaż. - Uśmiechnęła się pogodnie i pchnęła mnie w stronę łazienki. Sama przestraszyłam się swojego wyglądu. Tusz spływał mi po całej twarzy. Zmyłam cały makijaż i wróciłam do swojego Anioła Stróża. - No, od razu lepiej. - Zaczęłyśmy chichotać. - A teraz chodź. Zrobimy ulubione danie twojej mamy, czyli?
- Tortille.
- No to do roboty! Masz wszystkie składniki?
- Nie wiem.
- To zaraz będą. - Z uśmiechem na twarzy coś szepnęła i na stole pojawiły się z powietrza wszytskie potrzebne produkty spożywcze.
- Jak Ty to ...? - Z wrażenia odebrało mi mowę.
- Ty tez tak umiesz. - Dodała ściszonym głosem, jednak to usłyszałam.
- Co?
- Nic, nic. Lepiej zacznijmy, bo nie wyrobimy się zanim wróci twoja mama.
***
- Znasz go? - Spytałam niepewnie krojąc warzywa.
- Kogo? Jackoba?
- Tak.
- Powiesz mi coś o nim?
- Może... A co, zależy Ci na nim? - Uśmiechnęła się pod nosem.
- Jak mnie przytulił ... czułam coś dziwnego. Taką radość bijącą od niego i jeszcze ta wizja...
- Jaka wizja? - Opowiedziałam Alison pokrótce to, co wydarzyło się wcześniej, jeszcze przed jej przybyciem. - Rozpoznajesz tego mężczyznę?
- Nie. Ja nigdy nikogo nie kochałam. Z nikim nie byłam.
- Jesteś pewna?
- Czy coś sugerujesz?
- Nie, skądże. - Cicho się zaśmiała.
- Wkurzacie mnie! Ciągle zatajacie coś przede mną! To drażni i męczy!
- Spokojnie. Nakrywaj lepiej do stołu, a nie zajmuj się nim. - Powiedziała, zmieniając temat.
- Taa, najlepiej ominąć jakąś kwestię niż ją wyjaśnić... - Mruknęłam i zabrałam się do dokończenia kolacji. Pół godziny później Alison już nie było, za to pojawiła się mama, która na widok obiadu bardzo się ucieszyła.
- Córcia, przepraszam. - O nie, tylko nie to.
CDN.
Wiem, że jest beznadziejna...