7 days to death
4.
- Jestem przy tobie zawsze. - Kobiecy głos wyrwał mnie z zamyśleń.
- Na litość boską! Wystraszyłaś mnie.
- Wybacz. - Uśmiechnęła się szczerze. - Jestem Alison. Twój Anioł Stróż.
- Co ty tu robisz?
- Wołałaś mnie, a z resztą zapytałaś, czy masz swojego Anioła, więc chciałam ci uświadomić, że go masz.
- Wołałam cię? - Wystawiłam szeroko oczy.
- W modlitwie.
- Aaaaa, taki bajer. Czyli jak pomodlę się do Boga, to też do mnie przyjdzie?
- Nie bądź śmieszna. Bóg ma ważniejsze sprawy niż odwiedzanie ludzi na ich zachcianki. Od tego masz mnie.
- A może ty wiesz, czego On ode mnie chce?
- Jakby to powiedzieć... Coś może napomknął.
- Możesz jaśniej?
- Muszę cie przygotować na spotkanie z Nim. Nie możesz wyglądać jak jakaś dziewczyna z ulicy.
- Że co proszę?
- Musisz wyglądać grzecznie. Jak na kobietę przystało, a nie jak jakaś dresiara. Musimy pójść na zakupy i wybrać jakąś śliczną kieckę dla ciebie. - Na tę myśl zaczęła skakać jak głupia.
- Nie lubię chodzić na zakupy.
- Cóż. Przykro mi. - Uśmiechnęła się.
- Oj, nie udawaj tylko pomóż mi jakoś.
- Wyluzuj. Masz jeszcze 6 dni. Szmat czasu. Nie byłaś aż tak zła, więc ciężko nie będzie. Na początek musisz poprawić relacje z mamą.
- Ja z nią prawie w ogóle nie rozmawiam.
- No właśnie, a to twoja matka.
- Ale ja nawet nie wiem jak zacząć rozmowę.
- To nic trudnego. Na pewno dasz sobie radę. Powodzenia. - I znikła. Zostawiła mnie samą, a jeszcze przed chwilą mówiła, że była i jest zawsze.
***
- Brawo. Jedno zadanie już zaliczone. - Zaczął śmiać mi się wprost do ucha. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Odwróciłam się, a ten jeszcze zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Wcale się nie przestraszyłam. - Próbowałam być poważna.
- Taa, kogo chcesz oszukać: mnie czy siebie?
- Nie wystraszyłam się. - Uparcie powtarzałam marne kłamstwo. Zaśmiał się.
- Grabisz sobie.
- Kim ty w ogóle jesteś? - Spytałam, zmieniając temat.
- Strażnikiem nieba.
CDN.