Carpe Diem
26 Rano obudziłam się z ogromnym bólem brzucha. Zaczęłam krzyczeć. Przez dłuższą chwilę nikt nie przychodził.
- Czego się drzesz głupia? - Spytał jeden z goryli, którzy wczoraj przyprowadzili mnie do pokoju.
- Zabierzcie mnie do szpitala.
- No chyba coś cię boli dziewczynko.
- Moje dziecko...
- Co tam mamroczesz?
- Zawołaj Marca!
- Nie...
- Zawołaj go! - Przerwałam mu. Odwrócił się i pobiegł w głąb korytarza. Wszedł do środka młodszy goryl.
- Co się stało? Marnie wyglądasz... Zrobił ci coś?
- Zamknij się. - Wysyczałam, zwijając się z bólu. Delikatnie pogładził mnie po ramieniu. - Nie dotykaj mnie. Co cię tak nagle na skruchę wzięło? Skopaliście mnie, a teraz co? Jak coś się stało maleństwu to ...
- Odsuń się od niej! - Krzyknął wściekły Marc, odtrącając młodego (młodszego goryla). - Jasmin...
- Umrze, jeśli jej nie weźmiecie do szpitala. - Powiedział półgłosem młody.
- Nie odzywaj się!
- Studiowałem medycynę, wiem lepiej! Przerwałem na II roku.
- Dzwoń! Albo nie! Zawieziemy ją. - Marc wziął mnie na ręce i zaniósł w kierunku samochodu. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Wniósł mnie i zaczął wołać lekarza, gdy zjawił się jakiś od razu skierował mnie na USG.
- Musimy panią operować! Pielęgniarka! - Zawołał zdenerwowany.
- Jak to operować? O co chodzi?!
- Może pani umrzeć.
- Co z dzieckiem? - Zapytałam zdenerwowana.
- Ono... Przykro mi. - Spuścił wzrok. Łzy zaczęły mi spływać strumieniem. - Poinformuję męża. Na pewno się niepokoi.
- To nie mój mąż.
- Chce pani do niego zadzwonić przed operacją?
CDN.
Może później się coś jeszcze pojawi...
Nie powiem Ci, że Cię kocham, bo to bzdura, ale pewnie Cię kocham.