Carpe Diem
10 Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Przepraszam... Wstała i zaczęła iść w stronę brzegu. Po chwili nagle się cofnęła tak, jakby kogoś zauważyła i się go przestraszyła. Oddalała się coraz bardziej od brzegu, a istota przybliżała.
- Jak mogłaś...
- Nie zbliżaj się...
- Jak mogłaś mnie zdradzić?! Wiedziałem, że tak będzie.
- Jak mogłeś mnie śledzić?!
- Jesteś zwykłą szmatą. Spoliczkował ją. Po jej twarzy popłynęły łzy.
- Przegiąłeś! Poszedłem do niego i z całej siły uderzyłem go w twarz. Krew polała mu się z nosa. Jeszcze dwa razy dostał z kolanka w brzuch i upadł.
Nic ci nie jest?
- Mogłeś go zabić!
- Mógł cię nie bić!
- Jestem do tego przyzwyczajona.
- Nikt nie ma prawa cię dotknąć!
- Nie krzycz na mnie!
- Przepraszam... Powinienem zareagować zanim cię spoliczkował, a nie stać jak skończony idiota. Złapałem ją za rękę i zacząłem ciągnąć w stronę brzegu.
- Nie możemy go tak zostawić!
- Nic mu nie będzie.
- Ale...
- Będzie miał tylko kilka siniaków, w ostateczności złamany nos. Przerwałem jej.
- To może chociaż pomoc?
- Chodźmy do domu.
-Trzymaj. Eric podał mi woreczek lodu, który natychmiast przyłożyłam do spuchniętej już twarzy.
- Jak ojciec się dowie, że znowu tu przyjechałam i się z tobą spotkałam, zabije mnie.
- Nic ci nie zrobi.
- Pewnie już jest w drodze... Muszę wrócić do mieszkania, w którym się zatrzymałam wraz z Marcem.
- Nic nie musisz.
- Muszę.
- Przecież nie uciekniemy. I tak mnie znajdzie... Zaczęłam szlochać.
- To nie jest głupi pomysł... Ucieknijmy!
- Dobrze się czujesz?
- Mam znajomego we Włoszech. Przez kilka dni przenocujemy u niego, a potem coś się znajdzie... W końcu będziemy razem!
- Ale nie znamy języka!
- Ja znam. Uśmiechnął się cwaniacko. Chwilę potem byliśmy już w drodze na lotnisku.
CDN.
I jakie wrażenia?