Opowiadanie 2
Część 29.
Po dłuższym migdaleniu się, zasnęłam w Jego ciepłych ramionach.
Śnił mi się koszmarny ślub... Przerwanie ceremonii, wypadek sama nie wiem kogo... To mnie przerosło i się zerwałam. Maks to wyczuł.
- Sarah? Wszystko w porządku?
- Tak, chyba. - Wtuliłam się w Niego ... i po chwili ponownie zasnęłam w Jego ramionach.
Kolejna część snu była już bardziej spokojna... Bo był On, czułam Go, czułam Jego zapach, równomierny oddech...
Po przebudzeniu jeszcze chwilę leżeliśmy. Ja kreśliłam ślaczki na torsie Maksa, a on bawił się kosmykiem moich włosów. Później wspólna kąpiel i śniadanie, a następnie poszliśmy pograć na pianinie...
Ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy...
- Maks, dziękuję Ci za każdą chwilę, którą spędziliśmy razem... ale na mnie już czas.
- Wracasz? To co było wczoraj nic dla Ciebie nie znaczy?
- Znaczy, ale muszę wracać. Kocham Cię. Bardzo. - Musnęłam Jego wargi.
- Wiem, dlatego popełniasz błąd ślicznotko.
- Przepraszam. - Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, po czym Maks odwiózł mnie do mieszkania. Ostatni raz musnęłam Jego wargi... Ostatni raz zaciągłam się Jego zapachem...
Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania od razu wszyscy się na mnie rzucili... Mogliby sobie darować. Nadal mam urazę za to, że mnie nie szukali...
- A jednak wróciłaś. - Usłyszałam szept, przytulającego się do mnie Matta.
- Jak widać. - Obróciłam się i lekko musnęłam Jego wargi.
- Uuuu. Chyba się stęsknili... - Stwierdził Andy.
- To my już pójdziemy. - Odparła Alice.
Jak też powiedzieli, tak też zrobili. A my poszliśmy do mnie do pokoju.
- Przepraszam... - Nic nie odpowiedziałam, tylko się przytuliłam do Niego, żeby nie widział moich łez. Staliśmy w takiej pozycji tak długo, aż obeschły mi łzy. - Kocham Cię.
- Yhym.
- Co tak bez entuzjazmu?
- Zmęczona jestem... - Zaczęło burczeć mi w brzuchu.
- I głodna... - Zaśmiał się. - Mój kuzyn chyba Cię zagłodził.
- No chyba nie.
- No chyba tak.
- Nie.
- No dobra, dobra. Żartowałem. Chodź coś zjeść.
- Nie chce już.
- No chodź.
- Nie. - Wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni po czym posadził na blacie kuchennym i zaczął wyciągać chleb z dżemem i spojrzał na mnie.
- Robimy tosty?
- A myślałam, że kolację przygotujesz. - Wykrzywiłam usta w podkówkę.
- Chciałabyś...
- No chciałabym.
- Ale Złotko ja to nie Maks.
- No coś Ty.
- Maleńka?
- No co jest?
- Nie przedrzeźniaj się ze mną.
- Bo co?
- Bo to. - Podszedł do mnie i zaczął mnie gilgotać.
- Ej no. Nie ma tak. - Mówiłam już przez łzy.
- Jest.
- Nie ma.
- Jest.
- Weź już przestań.
- No właśnie, przestańcie już... Jezu Sarah! Patrz Ona płacze. - Odparła Alice.
- To ze śmiechu.
- No właśnie. Moje Słońce. - Podszedł do mnie i mnie przytulił. - Już dobrze? - Zaczęłam Go gilgotać i teraz ja miałam nad Nim władzę.
- Jak dzieci... Jak dzieci... - Słyszałam westchnienie Alice po czym wyszła.
CDN.
Wybaczcie,
że tak późno ale TYCI problemik był,
bo ludzie mnie spamowali i nie mogłam ogarnąć :D