Pomoc zabłąkanym, część 36.
Wstałam, pocałowałam Go i szybko pobiegłam do łazienki, umyć buzię, zęby i wróciłam do pokoju. Przeglądnęłam się w lustrze, brzuszek było już widać. Postanowiłam się ubrać w różowe szorty i luźną czarną bluzkę odkrywającą ramię, której jeden "róg" wsadziłam do szortów. Do tego założyłam czarne conversy i różowy wisiorek. Ponownie poszłam do łazienki, zrobiłam lekki makijaż, a włosy rozpuściłam.
Po około piętnastu minutach byliśmy już w Ośrodku Zdrowia. Na szczęście, któraś wizyta się przeciągnęła i jeszcze zdążyliśmy na swoją. Chwilę później lekarz wyczytał moje nazwisko. Weszliśmy.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się miły, starszy lekarz.
- Dzień dobry. - Odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Jak się Pani czuje?
- Dziękuję, dobrze.
- To już trzynasty tydzień?
- Tak.
- No dobrze. Proszę się położyć i podciągnąć bluzkę. - Lekarz usiadł obok łóżka i uruchomił sprzęt.
- Kiedy poznamy płeć dziecka? - Spytał Charli.
- Jeśli Państwo chcecie, to może uda nam się dzisiaj ustalić. - Uśmiechnął się widząc zamglone oczy Charliego.
- Tu jest serduszko, głowa, nóżki ... a tu rączki. - Między czasie doktor poklikał coś na sprzęcie i usłyszeliśmy bicie serduszka. Cudowne uczucie. - Wydaje mi się, że to jest dziewczynka ... ale dokładnie dowiemy się na następnej wizycie za miesiąc.
- A nie mówiłam? - Uśmiechnęłam się do Charliego, a On podszedł i pocałował mnie.
- Proszę wytrzeć sobie brzuch. - Mówiąc to, podał mi papier ręcznikowy. Wykonałam polecenie i podeszliśmy do biurka.
- Proszę. - Wręczył mi zdjęcia USG i receptę. - Tam ma Pani różne witaminy. Proszę się zdrowo odżywiać i uważać na siebie.
- Dziękujemy, do widzenia.
- Do widzenia.
- To jak żono, idziemy na kolację? - Wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę apteki.
- Bardzo chętnie ... mężu. - Pocałowałam Go.
W aptece wykupiłam wszystkie potrzebne lekarstwa, a później udaliśmy się do ekskluzywnej restauracji na obiad. Około piętnastej wróciliśmy do domu. Wzięliśmy dwa duże pudełka lodów czekoladowych, bitą śmietanę i truskawki oraz chipsy i poszliśmy do sypialni. Włączyliśmy komedię "Pewnego razu w Rzymie", a później "Para na życie", w której połowie usnęłam.
Gdy obudziłam się rano, Charliego już nie było. Wystraszyłam się.
- Kochanie? Kochanie!
- W kuchni jestem. - Podeszłam do Niego i się od tyłu przytuliłam.
- Wystraszyłam się, bo Cię nie było.
- Chciałem Wam tylko śniadanie zrobić. - Uśmiechnął się.
CDN.
Przepraszam, ze tak późno, ale dodaje już tą część piąty raz...
Chyba przyspieszymy znowu akcje do "Kilka miesięcy później", czyli do urodzin Lisy, a zarazem do ... końca opowiadania...
Co o TYM sądzicie?