Opowiadanie 1/4
Fatalnie się czułam. Długo siedziałam w łazience i nikogo nie wpuszczałam. W końcu poczułam się jakoś błogo i ... jak się później okazało straciłam przytomność i wylądowałam w szpitalu... Przy łóżku stał Kacper, Maciek - kumpel Kacpra i Iza.
- Jak się czujesz? - Zaczął Maciek.
- Dzięki, już lepiej. Czemu tu jestem? - Wtedy do sali weszła lekarka.
- Witam Alicjo, jak się czujesz?
- Już lepiej.
- Zbadaliśmy Ci krew i miałaś w niej narkotyki. Mogłabyś mi to wytłumaczyć?
- Co? Narkotyki? W życiu! To nie możliwe. Byłam na imprezie i piłam tylko sok.
- Sok? - Spytała lekarka notując coś w notesie.
- Dałeś mi narkotyki? - Zaczęłam wrzeszczeć na Kacpra.
- Nie! Nigdy bym Ci nie dał narkotyków.
- To skąd się znalazły w mojej szklance? Przecież Ty mi nalewałeś.
- Tak ja, ale wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi i poszedłem otworzyć, a Twój sok został w kuchni. Musiał ktoś inny Ci dać.
- Alicjo będziemy musieli zawiadomić Twoich rodziców. - Wtrąciła się lekarka.
- Ale proszę Panią, proszę zapytać kolegów, ja nigdy nie brałam niczego.
- Przykro mi Alicjo, musimy. - Doktorka wyszła, zostawiając mnie w łzach.
- No i co ja teraz zrobię? - Rozpłakałam się na dobre. Iza siadła obok mnie i mnie przytuliła.
- Będzie dobrze. - Pocieszała mnie.
Lekarka powiadomiła rodziców, ale Oni Jej nie uwierzyli. Byli w drodze na lotnisko, więc ciocia Ula mnie odebrała ze szpitala. Szpital chyba nie zawiadomił policji, bo było już po ptakach. Impreza się skończyła, ludzie się rozeszli. Iza mówiła, że wszyscy myślą, że źle się poczułam. Ciocia Ula nie mogła uwierzyć w co się stało, ale Ona też mi wierzyła w to, że ktoś mi musiał dosypać do napoju. Do wieczora ciocia siedziała u mnie w domu. Około 20.00 zadzwonił ktoś do drzwi. Poszłam otworzyć, a w drzwiach stał Daniel z Kacprem. Wpuściłam ich.
- Ala ja Cię strasznie przepraszam. - Zaczął Daniel.
- Za co? - Spytałam zdziwiona.
- Bo te, no, wiesz... narkotyki, one były moje. Pomyliłem szklanki. Ja od wakacji biorę i nie mogę się opamiętać. Nie chciałem, żeby ktoś widział i wsypałem do szklanki trochę... Ja na serio nie chciałem...
- Ty? Nigdy bym nie pomyślała. - Po płakałam się znowu i Kacper wtedy do mnie podszedł i wtedy normalnie, jak gdyby nic przytulił mnie.
- Przepraszam Cię bardzo. - Po tych słowach wybiegł z domu.
- Serio, ja nigdy bym Ci nie dał. - Zaczął Kacper.
- Przepraszam... Ja nie chciałam... - Rozpłakałam się już na dobre.
- Ciiii. Będzie dobrze. Moi rodzice wpłacili kaucję lekarce, dlatego obeszło się bez policji.
- Dziękuję, za wszystko. - Jeszcze mocniej się w Niego wtuliłam.
- Ala... - Po patrzyłam w Jego oczy. Znowu były normalne. - Ja muszę Ci coś powiedzieć.
CDN.
Opowiadania możecie wysyłać na pocztę: [email protected]