niestety nie mam zdjęcia, które bardziej by pasowało...
wyobraź sobie noc na najbardziej ruchliwym skrzyżowaniu
bezchmurne niebo nad tobą i ty...
blask świateł nie pozwala dojrzeć mi światła gwiazd.. tego co tam jest
jak łatwo ciemnemu głupcowi osiągnąć szczęście
spojrzeć w niebo i ujrzeć gwiazdy....
ja
pośród tysiąca świateł
idei
nie widzę nic
poza oślepiającym blaskiem.
przydałby się okulary.. ktoś kto wybrałby dla mnie szkła..
ale nie ma nikogo...
przecież jestem taki genialny..
powinienem być okulistą sam dla siebie...
jednak nikomu nie poprawiłem nigdy wzroku i nie poprawię
nie ma okulisty chcącego mi pomóc.. wszyscy odchodzą .. poddają sie zapominają.. maja swoje życie i słusznie.. kiedyś wiedziałem że nie mogę mówić o mnie i problemach bo są ścierwem.. ale musiałem uwierzyć i teraz się tym przejmuję.. uzależniłem się jednak pora na definitywny detoks swego fałszu
kiedyś raz wmówiłem ze jednak widzę coś więcej.. coś pośród blasków dostrzegam, ze potrafię rozpoznać konkretne idee...
iluzja i nadzieja na których budowałem nowego siebie
ciągle upadam i ciągle wstaje
tylko po co skoro i tak co nie zrobię... jak mocno nie uwierzę.. zawsze wrócę nad swoja przepaść z pragnieniem końca wszystkiego...
ale i tego nie potrafię zrobić..
boje się przeraźliwie sie poję nawet skończyć ze sobą..
jestem cieniem człowieka...
który miał potencjał
który zmarnował
zniszczyłem sobie całe Zycie..
i najbardziej żałuję ze się urodziłem...
bo prze mnie cierpią najbliżsi....
pieprzony intelektualista z naturą romantyka
pragnącego cierpieć i ranić innych..
który nie potrafi być facetem tylko jest babą... który sam potrzebuje opieki a opiekować sie nie potrafi... po co komu w domu duże dziecko...
jestem skazany na samotność.. i nie zasługuję na to by żyć.. potrafię dać szczęście.. na chwile na ulotna i bezsensowną chwile.. jednak wystarczająco długo by ludzie przy mnie zostali i wierzyli ze będzie lepiej.. ze będzie inaczej...
dziś gdybym mógł zmieniłbym jedno.. albo fakt ze się urodziłem albo moment w życiu, który sprawił ze umiem myśleć.. wolałbym być pustym skurwysynem, nieliczącym się z niczym.. bo taki bym był gdyby nie rodzice.. gdyby nie wiara gdyby nie rozum,. takim bym się stał i byłoby mi z tym lepiej.. dziś pewnie siedziałbym w belgi napierdalajac szpachlą u belga....przyjechałbym na święta... upierodliłbym się gdzieś na święta z kumplami a potem wróciłbym do roboty i tak w kólko.. i byłoby mi z tym dobrze bo bym nic więcej nie rozumiał.. głupota jest formą najwyższego szczęścia jakie można osiągnąć.. i tak czytając to stwierdzisz ze piszę brednie ze to wszystko jest nie prawda ale zastanów się dlaczego to miałaby być nieprawda… mam swój poziom. Jednak nie ogarniam go i sięgnąłem już maksymalnej granicy, której nie przekroczę.. to koniec mojego rozwoju.. mogę tylko spaść w mroki albo oślepnąć od większego blasku.. i świecić nie wiedzieć czemu..
jest cos… co mnie broni.. Ty… mój jedyny sens… bo własna matka może szybko nim nie być.. jestem już blisko…
spadam i będę spadał coraz niżej aż może wreszcie znajdę siłę bym mógł to skończyć.. i tego sobie życzę z okazji zbliżających się świat.. dziękuję za uwagę..