prawdziwa twarz.. bez upiększania i dodatków...
szpetota
taka, jaka powinna być w rzeczywistości.
czy zasługuję na cokolwiek?
ja? który nie potrafi nic?
który wszystko otrzymał bo miał szczęście?
nie zawdzięczam nic samemu sobie
od urodzenia wszystko niszczyłem
zabawki
znajomości
przyjaźni
uczucia
i jak nie myśleć ze powinienem zamknąć się od świata
by nie niszczyć?
i nie mów mi że mam jakąś wartość intelektualna
bo to wszystko są zasłyszane dźwięki, echa
i antykonformizm.
moje zdanie jest sprzeciwem wobec racji innych
nie jestem zbawicielem
nawet samego siebie
nadzieja dodaje mi sił
i niszczy powoli
kiedyś upadnę i zniknę
niezauważony
bo zapomnicie o mnie wszyscy
jak cienka jest granica
między
życiem
śmiercią
radością
i smutkiem
upadam i coraz trudniej wstaje
nie chce ale ranie
staram się zrozumieć człowieka
a nie zauważam nic oprócz siebie
i czy ja mam jakąś wartość?
jak na deszczu łza
ja nie znaczę nic
nigdy się nie nauczę
mimo że się staram
i nie cieszy mnie że choć próbuję
to nic nie zmienia
efekt jest ten sam
dziękuję Wam przyjaciele za to że byliście pomimo tego jaki jestem
nie powinniście
wracajcie i róbcie to, co powinniście robić