Czekanie na kogoś samo w sobie nie jest złe. po jakimś czasie zaczynasz nawet szukac osób, które też czekają, nalezysz do jakiejś minispołeczności, mozecie wymieniać się anegdotkami i podtrzymywać na duchu.
pod warunkiem, że widzisz sens w tym czekaniu, że czujesz, że to jest po coś, bo chociaż przyzwyczajasz sie do czekania, to ciągle myślisz o tym, kiedy ten przejściowy etap minie, już wiesz, że nie umialbyś tak wiecznie, że cierpnienie jest dla Hioba, a Ty masz już dość
dziś wiem po co czekam, wiem też, że to już nie potrwa długo, chociaż w sumie
wiem i nie wiem
podsumowując smutny rok od kwietnia 2008 do 2009 zapomniałam o jednej istotnej sprawie, zanotowałam wszystkie nieprzyjemne chwile, chwilowy uraz do związków, drogę przez mękę do powrócenia do żywych, bo już nie mówię o szczęśliwych
zapomniałam o odruchach bezwarunkowych, o tym, że są pewne kwestie, które już zawsze będą mnie przerażać, na które wciąż reaguję tak samo, choć zmieniła się sytuacja i człowiek
na którego czekam
i paradoksalnie, chociaż wszystko jest inne, bo poddaje jego reakcje wnikliwej analizie, to ja czuję się tak samo, jakbym nic się nie nauczyła...