W końcu zebrałam się do napisania tutaj. Przez ten czas wydarzyło się wiele rzeczy. Trudne chwile, płacze, smutki, jakby ciągła depresja. Jeszcze 2 tygodnie temu ważyłam 50,5-51 kg teraz 49,5-49,8 co najwyżej... Rodzice są na mnie bardzo źli, tak jak i trener. Oboje chcą żebym ważyła 51 kg ale ja nie chcę! Co najwyżej 50,3-50,5? CO NAJWYŻEJ! Wszyscy mi mówią, że już jestem taka chuda, taka wychudzona... Tata powiedział, że jesli jutro nie będę ważyła 51 kg to odłącza mi internet :( Więc dzisiaj się strasznie najadłam ale i tak waże 50 kg... Jutro z rana planuje wypić litr wody żeby ważyć więcej... Ciekawe czy to coś da... W sumie od tygodnia jem normalnie i nie tyje. Wszyscy się na mnie uwzięli, zgrubnij zgrubnij. Na początku wychowawczyni potem dziadkowie, rodzice, trener. Boże mam dosc. Beczeć mi się chcę ale jakoś się trzymam. Najchętniej zostałabym w tej wadze, tylko tyle... :( Przecież ważne jest to, żebym się sobie podobała. A po 2 fajnie mieć taką niedowagę! Zaraz idę robić ćwiczenia i spać, hm właśnie spać ciekawe czy ja wogóle dzisiaj zasnę. Dobrze, że mogę się wyżalić chociaż na tym blogu... Tak fajnie jest mieć luźne spodnie rozmiar 34 :(. Na prawdę mam dość, wszystko mnie przytłacza! Do tego jestem taka najedzona eh taka najedzona, czuję jakbym miała zaraz pęknąć! Ciągle mam wrażenie, że grubnę a tak na prawdę chudnę albo jestem taka sama. Popierdolenie w głowie!