Pierwsze zdjęcie dokładnie z 18 stycznia, drugie z wczoraj (26 stycznia). Po moich ogromnych głodówkach od 20 stycznia zrobiłam sobie dietę maximum 1000 kcal. Nie przekroczyłam jej, to już 8 dzień. 20 stycznia rano ważyłam 52,9 a teraz 50,5-50,9 waga się waha. Jem mało, ale przez te moje głodowania i jedzenie po 500 kcal dziennie mój żołądek się skurczył i już po kromce chleba czuję się pełna. Mama mnie nawet pilnuje... Twierdzi, że potrzebny mi jest pscyholog, ponieważ popadnę w anoreksję, bulimię blablabla. Ciągle mówi, że wyglądam jak dziecko z Oświęcimia?! Proszę tylko bez takich! ;) Dokładnie wiem jak wyglądam, przecież się widzę w lustrze. Wszyscy zauważyli, że schudnęłam. Dziadek dzień w dzień mówi, że jestem blada z resztą rodzice to samo. Nawet już mnie nie kusi czekolada, batoniki, czipsy, po prostu niesamowity postęp. Patrzę na zdjęcie jakiejś dziewczyny z cudowną figurą i od razu odechciewa mi się słodkości. Z ud zeszłam z 91 do 89 ale dojdę do 87 na tej diecie bez problemu. Wtedy skończę? Mam nadzieję, ale i tak będę musiała utrzymać te wymiary i wagę więc coś czuję, że to wszystko to będzie długie przyzwyczajenie. Ostatni tydzień w szkole był dobry, nawet bardzo? Wpadną same 4 i 5, taką mam nadzieję. Przez to wszystko ciągle mam zimne ręce, nos i stopy. Po prostu zawsze jest mi zimno! Mam nadzieję, że kolejny tydzień będzie tak samo dobry jak ten. :))