"Czyliż porównać Cię do dnia letniego,
Słodycz Twą i łagodność godne trwania?"
Sonet XVIII
William Shakespeare
Zamykam oczy. Mysle, ze nie musze w tym być. Nie chce. Kiedy je otwieram widze to wszystko inaczej. To czego nie chce, nie istnieje. Widze tylko to, co nie ma sensu. To co jest dziwne, proste i przez to takie piekne. Widze rzeczy, których inni nie dostrzegaja, slysze to, czego nie slysza. Bo tego chce. Wiedziec, ze cos mnie wyroznia. Wiedziec, ze inni tego nie rozumieja. Zwariowałam? Kim jestes, żeby osadzac, kto jest nienormalny? Czy ten, kto widzi wszystko inaczej, nie tak jak wszyscy, nie jest normalny? Co to znaczy być normalnym? Przestac marzyc i snic? Zyc tym czym zyja wszyscy, Wierzyc w to, co wszyscy? Chce odbiegac od norm, chce przekraczac granice. Wiecej- chce sama je sobie wyznaczac. Kim jestes żeby mowic mi ze jestem wariatka? Dlaczego przez to zwariowanie mnie przekreślasz i uwazasz za kogos niebezpiecznego? Ja chce się odcinac od tego, co mnie zniewala, chce nie tylko patrzec ale i widziec. Cos czego twoje ograniczenie nie zrozumie. Cos co ja pokocham, za to, żętego nie ma. Zyje we mnie. Wszystko co kocham, wszystko co mnie tworzy- każdy promien który mnie rozswietla. Tylko jeśli zwariowałeś możesz go dostrzec.
Przyrzekam dac ci wszystko, tylko sie pojaw...