Czy czas tu spędzony uważam za stracony ?
I tak i nie.
Przyjeżdżając do M zrezygnowałam ze świetnej oferty wiążącej się ze współpracą międzynarodową. Z podnoszeniem kwalifikacji. Z powrotem do czynnego sportu. Ale z drugiej strony miałam dosyć już tego ciągłego biegu, zamieszania, harmidru... Miało być spokojnie.
Na poczatku przeżyłam szok. Znałam jedynie z opowieści jak moze wygladac rekreacja. I chciałam wracać. Ale. Ludzie okazali się bardzo mili. Wspaniali. Pomalutku zaczynało się kręcić. Koniska zaczęły lepiej chodzić, z ludźmi współpraca układała się rewelacyjnie. Uwierzyłam, że i w takiej roli mogę się odnaleźć.Były obietnice... nigdy nie zostały dotrzymane. Zarzucono mi zbyt wysokie kompetencje. To po co zatrudniano ?
Któregoś dnia wszystko się skończyło, bo nie potrafię zaakceptować faktu robienia czegoś kosztem zdrowia byle tylko pieniądze były. Ciążyła tajemnica (jeszcze wtedy) koni, którymi się opiekowałam, a które zostały wywiezione do.... To wsyztsko zaczynało byc potworne.
Pomału tracone własne zdrowie. Tracona czujność. Świadomość, że wszystko robiło isę na próżno, bo przecież cóż to jest zajeżdżanie młodych koni ? Cóż to jest korekcja zmanierowanych ? Jak to było ? Acha nie ma z tego pieniędzy.... Naprawdę ? Poświecałam się, robiłam coś dla miejsca i dla ludzi. Zwykle za pracę z koniem są określone stawki. I to nie małe. Zawsze za te stawki spokojnie się utrzymywałam. Po co więc tutaj robiłam to praktycznie za darmo narażając jedynie swoje życie ? Po trzech miesiącach od powrodtu do domu okazało się, jak bardzo ucierpiał mój kręgosłup. Tylko ja wiem, co przeżywałam w momencie, gdy nie było pewności, czy bóle głowy nie sa pozostałościa po udeżeniu w styczniu. Co przezywałam, gdy usłyszałam - "Pani juz nigdy nie wsiądzie na konia" A kto mi za to zapłaci ? Komu wystawic rachunek za uszczerbek na zdrowiu fizycznym oraz - co gorsza psychicznym ?
Aż w końcu... po co broniłam honoru stajni ? A sama miałam utrudniony kontakt z rodziną....
I dlatego mogę powiedzieć ,że ten czas jest zmarnowany. Nie wrócę juz do pełnej sprawności, mogę jedynie walczyć, by była ona zbliżona do takiej, jaka powinna być. I będę walczyć. Skoro udało się przed laty uciec śmierci i z wózka inwalidzkiego, uda się i tym razem.
Obecnie czuję żal. Bo nie spodziewałam się ,że ludzie mogą być aż tak podli. To bardzo boli. Chociaż wierzę ,że Sprawiedliwość osądzi.
Jednocześnie bardzo sie cieszę ,że mogłam poznać tyle wspaniałych osób. Dzięki Wam udało mi się przetrwać tak długo. Robiłam wszystko dla Was wierząc, że jeszcze sie coś zmieni. Czasami żałuję ,że nie odeszłam wczesniej. Na wiosnę miałam kolejna dobra propozycję. Nie przyjęłam jej, by ciągle jeszcze miałam nadzieję, że i w M. będzie dobrze. Nie było.
Pamiętam o Was, Dobrzy Ludzie. Myślę o Was każdego dnia, chociaż wydaje mi isę ,że ja juz jestem trochę zapomniana....To nic. Ja bedę pamiętać i zawsze myśleć o Was bardzo ciepło. Wiem ,ze sie mnie tez oczernia. No cóż, tak to juz niestety jest.
Nauczyłam się, by już nikomu nie ufać. Nie wierzyć w żadne obietnice. I nie podejmować pracy w tego typu stajniach...
P.S.
Musiałam to napisać. Dopierogdy minęło pół roku od powrotu do domu, jestem zdolna mówić o tych wydarzeniach bez płaczu. Bo żal pozostanie do końca życia.
P.S. 2
Obecnie walczę o powrót do zdrowia, zbieram pieniądze na rehabilitację i wybieram nowe miejscedo życia. Tym razem będzie to coś dużo poważniejszego.
MgrInż