godziny przemykają przez palce jedna po drugiej, niezauważalne. przesypiam niemal połowę doby, czasu wciąż brakuje, choć nie robię zupełnie nic. wstaję, by się wyszykować na popołudnie i wyjść (przy tym się i tak spóźnię). szkoła ukończona, bez imponującego wyniku. teraz matura.
pracy poszukuję, bezskutecznie.
powątpiewam czasem. zastanawiam się nad każdym kolejnym miesiącem, jak będzie wyglądać. plany, te takie do realizacji, im bliżej powinny być finiszu, tym bardziej wydają się dalekie. zamiast odpowiedzi, ramion wzruszenie. marzeń setki, realizacji brak. wierzyć przestaję, że coś się ruszy. że słowa nabiorą mocy sprawczej.
stagnacja.
ps. niewiele mi potrzeba. zamykam oczy i widzę górską polanę zalaną słońcem. moją głowę na Twoich kolanach, i Twoje palce wplecione w moje jasne włosy.
dziś sobie zdałam sprawę, że Twój uśmiech pobudza mnie do działania, a gdy Ci brakuje energii, to i ja odczuwam pustkę.
wiadomo - maj, te sprawy.