Po wczoraj bardzo przyjemne będę miała wspomnienia. Ognisko było całkiem udane, mięcho z patyka też dobre, bania po Igristoje i towarzystwo znośne, dopuki nie nadeszły duszności, cztery omdlenia, karetka na sygnale i kilka igieł w żyłach. Przynajmniej ostatni dzień szaleństwa przeżyłam dosyć ciekawie.
Nienawidzę powrotów do tej pierdolonej szarej rzeczywistości, tym bardziej, że teraz będę mogła pomarzyć sobie o kawałku wolności i naszych spotkaniach. Skończy się chlanie na umór, kac odejdzie w niepamięć, koniec z dobrą zabawą, radością i przyjemnościami. Ostatni dzwonek już dał znać.