Siedzę w tej beznadziejności własnej, nie potrafwóię nawet nic zrobić w tym kierunku, spoglądam tylko na innych i oceniam ich, tymczasem ja stoję w miejsu. Aż nie chcę myśleć co czeka mnie za 10, 20 lat... Nie potrafię przezwyciężyć własnego lenistwa i to mnie pomału wykańcza.
Wznoszę się, lecę, jako dumny orzeł w szaty przyodziany.
Już przyszłość widzę, ale cóź to!
Smolisty stwór stawia mi czoła.
Przysłania, to co nieznane.
Walczę, on wygrywa.
Ginę, on triumfuje.
Padam, on patrzy na mnie z góry,
I drwi ze mnie,
szyderczo śmiejąc mi się w twarz.
Chyba właśnie tak wygląda życie.