kiedyś w nocy.
Kiedy tak sobie siedzę kolejnej nudnej, monotonnej nocy, nie zważając na okoliczności, zupełnie niespodziewanie zaczynam myśleć o Tobie. Znowu. Tłumaczę sobie: "Takie życie". Ale czy to rzeczywiście musi tak wyglądać?
Nawet w najgorszych koszmarach nie sądziłam, że coś tak z pozoru głupiego będzie mnie dręczyć do tego stopnia, że coś wywoła taką emocjonalną pułapkę. To jest okropne! To jest złe! Nigdy nie wiem, kiedy się tego spodziewać, kiedy się przygotować. Pojawia się zawsze, gdy najmniej tego potrzebuję. Ale dziwnym trafem cały czas. Wszędzie!
Przecież dookoła są dziesiątki osób, z którymi potrafię rozmawiać, bawić się, śmiać. Ale nie, ja muszę myśleć o kimś, z kim się nigdy nie spotkam! O kimś, kogo nigdy nie zobaczę!
Dziwny jest ten świat... Dziwna jestem ja. Każdy ma swoje chwile słabości, złe dni, ale ja miewam je codziennie. I to nie jest super. Codziennie budzę się z myślą, że już trzeba zakończyć ten dzień, ale co mi z końca dnia, jeśli nastanie kolejny? A później kolejny i kolejny. A każdy następny będzie gorszy od poprzedniego... Każdy następny będzie bardziej monotonny, nudny... Więc po co żyć? Po co się męczyć? Po co kontynuować ten pieprzony kontrast? Kontrast ze światem, z tą fałszywą otaczającą nas świadomością... Z każdym mijającym nas człowiekiem, nawet z wiatrem. Wszytko jest nie tak. Inaczej to sobie wyobrażałam.
Czuję się, jakby życie przeleciało mi między palcami... Ktoś musi być wielkim "szczęściarzem", aby zobaczyć mnie uśmiechniętą, już w ogóle nie mówiąc o spotkaniu mnie na mieście. Odizolowałam się od wszystkiego, od wszystkich... Mam dosyć tego udawania przed wszystkimi, że jest dobrze, pozorów głupiej, słodkiej i wesołej blondynki, tylko po to, żeby było lepiej. Lepiej? Ale dla kogo? Bo na pewno nie dla mnie. To mnie już męczy. Tradycyjna walka z kosmosem.
Jedno mnie tylko zastanawia, ale to mnie będzie zastanawiać do końca... Co ja takiego zrobiłam, że muszę dochodzić do takich wniosków? Że to ja mam tak powaloną psychikę? To jest przecież chore i... zabawne!
Bywają dni, że ledwo wstaję z łóżka i wmawiam sobie, że będzie dobrze, że uda mi się przeżyć monotonną część mojego życia. Raz nawet w to uwierzyłam... Ale zawsze nadchodzi taki dzień, że ze łzami w oczach przestaję sobie ufać. Przestaję ufać osobie, która mnie wkopała w ten świat, a teraz robi wszystko, żeby mnie z niego wyciągnąć. Wyrwać ze świata bólu. Bólu skrytego głęboko, którego nie wypuszczę. A może to on mnie nie opuści.
A jednak jest pokusa, która pozwala uwolnić się od tego wszystkiego... I zawsze ulegam - to jest jednoznaczne z poddaniem się. Lecz ja naprawdę się staram, ale siła jaką przemawiają do mnie łzy jest silniejsza od mojej woli zdrowego patrzenia na świat. Oh... Naprawdę? Ale znów jest coś, jakieś "ale"! Przecież ja ulegam właśnie po to, by móc zdrowo patrzeć na świat! Żyję "normalnie" przez parę piekielnie ciągnących się godzin... Ale co mi to daje? Co mi to daje, jeśli to wszystko i tak się kończy. A później jest jeszcze gorzej. Niekończące się wyrzuty sumienia... I znów ucieczka... Uciekam, by zapomnieć, jakie to jest chore i monotonne! Kółko się zamyka... Po prostu życie. Niby takie proste& Bo jest proste! To ja tu nie pasuję... To ja na prostej drodze życia kombinuję, żeby tylko zakręcić, żeby pozbyć się tej nudy. Ale trzeba żyć dalej, próbować żyć, albo raczej uciekać.
Ktoś mądry kiedyś powiedział: "Żyję chwilą, ale kupuję śmierć na raty". Ja się pod tym podpisuję. Mogę spokojnie podsumować ostatnie 3,5 roku życia tym cytatem. MONOTONNOŚĆ. Ale z ręką na sercu mogę też przyznać, że jest mi dobrze. Przecież to jest w końcu MOJE monotonne życie. MOJE! A ta wartość jest tak wielka, że wychodzi naprzeciw tej nudzie, codzienności, tej wariacji... Wariacji umysłu... Wychodzi naprzeciw mi! Ta wartość przewyższa wszystko! To właśnie dzięki niej czuję się na pewien sposób wyjątkowa, jedyna! To wspaniałe uczucie, ale... nudne. Ja nie lubię się nudzić i zrobię wszystko, by tak nie było! Ale czy to nie jest równoznaczne z kombinacją, z kontrastem? Wszystko, co robimy, co mówimy nakłada się na ten pieprzony kontrast!
Czuję się dobrze, a jednak się boję... Ale spokojnie, to tylko życie nastolatki... Zagubionej nastolatki, która uważa, że wszyscy dookoła nie potrafią jej zrozumieć, podczas gdy sama siebie nie rozumie...
Nie wiem, po co to piszę... Może dla zaspokojenia własnego sumienia? A może to po prostu pomoże mi zapomnieć? Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Jednego jestem pewna - zlikwidowałam Go! Usunęłam Go, ale został w mojej młodej, pustej główce... Może w sercu? Przyjaciel, miłość życia - pojęcie względne... Teraz liczę się tylko ja, moja szkoła i... monotonność.